sobota, 29 sierpnia 2015

Od Chloe CD Isabelle

Uniosłam pytająco brwi.
- Przed chwilą chciałaś mnie zabić, a teraz chcesz lepiej poznać. Dobrze zrozumiałam? - zapytałam zakładając kosmyk włosów, który wymknął się z warkocza za ucho.
- Wiesz, jak to mówią: nie to nie - odpowiedziała Isabelle zaplatając ręce.
Westchnęłam przewracając oczami.
- Też jestem łowczynią. Żyję w wiosce od... zawsze. - powiedziałam. Takich informacji mogę jej udzielić.
Wyraz jej twarzy złagodniał. Zaczęła mi się przyglądać. Najwyraźniej szukała cechy, która odróżnia mnie od innych. Dlaczego miałabym się jej dziwić, sama zawsze tak robię. Nie pozostałam więc dłużna i sama zaczęłam lustrować ją wzrokiem od stóp do głów.
- Potrafię znikać - oznajmiła bez ogródek. Posłałam jej lekko zdziwione spojrzenie - Staję się niewidzialna.
I jakby chciała udowodnić, że nie kłamie zniknęła i chwilę później pojawiła się tuż obok mnie.
- Musiałaś zawsze podglądać nagich chłopaków na basenie, co? - zaśmiałam się cicho ukazując kły.
- Krzyżówka z kotem - zaczęła zgadywać nie przejmując się moją wcześniejszą uwagą.
- Poniekąd. Zgaduj dalej.


<Isabelle? Krótkie, wiem, ale nie mam zielonego pojęcia co napisać>

Od Isabelle CD Chloe

Moja reakcja była błyskawiczna. Wyciągnęłam natychmiast nóż zza pasa i zwróciłam w stronę dziewczyny.
- Umiem rzucać na odległość - ostrzegłam - I zazwyczaj trafiam.
Patrzyliśmy chwilę na siebie, po czym zgodnie odłożyliśmy nasze bronie.
- Przepraszam za wrogość - westchnęłam.
- Ja także.
Zmierzyłam dziewczynę wzrokiem. Ładna, wysportowana sylwetka, tak jak ja. Chyba ona także ćwiczyła.
- Jestem Chloe - podała mi dłoń.
- Fajne imię - stwierdziłam - A ja nazywam się Isabelle - poinformowałam. - Walczysz sztyletem? - ruchem głowy wskazałam na jej broń.
Chloe skinęła głową.
- A ty?
Przejechałam palcem po moim ostrzu.
- Odkąd pamiętam ćwiczyłam walkę nożem. Celność i takie tam. Ale raczej nie zabijam ludzi - uśmiechnęłam się - Bardziej przydaje mi się do polowań. W sumie żyję tylko z łowienia - odgarnęłam włosy, które spadały mi na twarz. - Opowiesz mi coś o sobie? - zaproponowałam nagle z ciepłym uśmiechem na twarzy.

Chloe? :3

Od Isabelle do Pote

Obudziłam się w samym środku nocy. Nie mogłam dalej spać, dlatego wyszłam ba dwór. Było całkiem ciepło, więc zdecydowałam się na nocny spacer. Jak byłam mała, zawsze chciałam iść o drugiej w nocy na przechadzkę... Teraz robię to niemal codziennie.
Wdrapałam się na jedno z drzew. Wyjęłam zza pasa mój nieodłączny nóż i zaczęłam go ostrzyć. Gdzieś w gałęziach widziałam pohukującą sowę. Przypatrywałam jej się chwilę. Ptak patrzył z zainteresowaniem na ziemię. Nagle zleciał z gałęzi i dziabnął małą, szarą myszkę. Kolejny plus nocy. Za dnia takich rzeczy nie zobaczysz.
Memoria... Dziwna wyspa. Zostałam odizolowana od całej rodziny. Czasem o nich myślę i tęsknię. Za wygłupami Annie, mojej małej siostrzyczki oraz za kreatywnością Vincenta.
Oparłam głowę o drzewo i zmrużyłam oczy. Marzyłam, myślałam. Ech, co ja mówię. Dobrze, że mnie nie zabili tylko dlatego, że mam jedną głupią moc, której prawie że nie używam.
Wychyliłam się i spojrzałam w dół. Na gałęzi pode mną siedział jakiś chłopak.
- Rety! - krzyknęłam - Nie zauważyłam cię - odetchnęłam. - Mam nadzieję, że nie jesteś wrogo nastawiony - ciągnęłam - Jestem Isabelle, a ty?

Pote? :3

Od Penelope do Mitchella

Plaża. Słońce. Ciepły wiatr. Piasek. Obok mnie leży wypchana torba. Ostatnie wspomnienie domu, a przynajmniej miejsca, które tak kiedyś nazywałam, bo najwyraźniej domem nigdy nie było. Porzucili mnie. Oddali Rządowi. Bo to, kim jestem popsułoby tacie zarobki.
To ja. Penelope Mia Dancer. Do niedawna byłam lubianą córką szanowanego biznesmena. Byłam.
A teraz? Kim jestem teraz?
Wyrzutkiem. Dziwadłem na wyspie pełnej większych dziwadeł. Z "łaski" Rządu jeszcze żyję.
Westchnęłam i przeczesałam włosy dłonią. Byłąm ubrana jak kompletne zero, jedna z wielu twarzy bez imienia: dżinsy i biały podkoszulek. Szanowny Rząd nie raczył do kompletu nawet dorzucić stanika. Nie, żeby mi to przeszkadzało.
Siedziałam na plaży i całkiem wytraciłam poczucie czasu - może minęły minuty, może godziny. W każdym razie się zniecierpliwiłam. Najwyraźniej nikt nie zamierzał podjąć rozbitka. Westchnęłam znowu i otworzyłam sporą torbę. Były tam ubrania, trochę prowiantu i przybory higieniczne. Znalazłam nawet strój kąpielowy - dwuczęściowe miętowe bikini. Wow, przynajmniej tyle. Rodzice zapamiętali, jak się ubieram i tak mnie zaopatrzyli. Super.
Przebrałam się w stój kąpielowy, spiesząc się wbrew sobie. Niby nikogo nie było, ale to się mogło zmienić. A jeśli obserwowali mnie gdzieś z chaszczy? Wolałam nie ryzykować.
Już przebrana, odrzuciłam te bezosobowe ciuchy i wbiegłam do morza "na żywioł".
Woda zamknęła się nade mną i od razu poczułam się lepiej. Była przyjemnie chłodna, oczyszczała myśli. I głęboka. Odpłynęłam zaledwie parę metrów od brzegu i nie miałam dna. Nie, żeby mnie to martwiło. Z moją... przypadłością nie mam problemu z jakąkolwiek wodą.
Wynurzyłam się, zaczerpując powietrza. Tak, mogę oddychać pod wodą, ale tlen atmosferyczny jest znacznie przyjemniejszy. Spojrzałam w stronę brzegu i oniemiałam.
Przy moim bagażu siedział chłopak, ale wyglądał całkiem normalnie. Odetchnęłam z ulgą. Obawiałam się, szczerze mówiąc, że na wyspie będą same mutanty kompletne. Takie ze zwierzęcymi głowami, dodatkowymi kończynami.
Uśmiechał się i wykonał gest, bym do niego podpłynęła. Zanurzyłam się ponownie i skierowałam do brzegu.
Kiedy wyszłam, uśmiechnął się i podszedł.
-Nowa - stwierdził. To było raczej oczywiste.
-Nie, co ty chrzanisz! Jestem na egzotycznych wakacjach. Wiesz może, gdzie jest kurort? - zirytowałam się
Zaśmiał się.
-Chodź za mną.
Szłam równo z nim. Nie lubię iść za ani przed kimś.
-Wyglądasz normalnie - wyrwało mi się, na co uniósł brew z rozbawieniem.
-A czemu miałbym wyglądać nienormalnie?
-No wiesz... wyspa mutantów. Bałam się, że będziecie mieli dwie głowy, szyje jak u węży... Ogony.
Chłopak zaśmiał się krótko, ale nic nie odpowiedział. Wyprzedził mnie... A ja stwierdziłam, że powinnam była siedzieć cicho.
Chłopak miał lisi ogon.
Cholera
-Rany... - szepnęłam, doganiając chłopaka. - Wielkie sorry. Nie wiedziałam...
-Spoko. To w sumie zabawny zbieg okoliczności.
Zapadła cisza. Dla mnie niezręczna, jego chyba bawiła.
-A ty? - zapytał w końcu.
-Co ja?
-No co z tobą nie tak, że trafiłaś na tę wyspę dziewiczą.
-A - zaśmiałam się. - Mam skrzela.
Uniósł brwi.
-I błony na oczach, w nozdrzach i między palcami u nóg.
-Whoah. Lisi ogon chyba w sumie nie jest taki zły.
-Spadaj - burknęłam, szturchając. - Nawet nie wiem jak masz na imię a już się ze mną droczysz.
-Mitchell. Czyli teraz mogę?
-Głąb.
-Nawet nie wiem jak masz na imię, a już mnie obrażasz.
-Penelope Mia Dancer. Czyli teraz mogę?

Mitchell? Za dużo dialogów ;-;

Penelope Mia Dancer

http://img.styl.fm/resize/watermark/item/6a/cf/fe/3c22.jpg 
Penelope Mia Dancer - 17 lat

Od Chloe

Otworzyłam oczy zbudzona promieniami słońca. Łowcy wstają najwcześniej z całej wyspy. Musimy wyruszyć skoro świt. Dla  niektórych może być to męczące, ale ja to uwielbiam. Długie spanie i obijanie się sprawia, że czuję się mniej przydatna. Przeciągnęłam się i usiadłam na skórach, które były moim łóżkiem. Ochlapałam twarz zimną wodą z miski, która zawsze stoi obok mojego łóżka i przeczesałam włosy palcami. Postanowiłam, że zepnę je w warkocz, żeby nie skończyło się tak jak ostatnio. Postanowiłam wtedy, że nie ma po co spinać włosów i potem przez dziesięć minut musiałam wyplątywać z nich liście. Wyszłam ze swojego prowizorycznego domku i rozejrzałam się dookoła. Cała wioska spała. Niespiesznym krokiem udałam się na zbiórkę. Czułam, że byłam już spóźniona, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio.
Kiedy dotarłam na miejsce wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę.
- Chloe, znów się spóźniłaś - oznajmił Nathaniel dość oskarżycielskim tonem.
- Może miałam ciekawsze rzeczy do roboty - uśmiechnęłam się lekko wyzywająco unosząc brwi.
Nathaniel był jednym z głównodowodzących. Był jednym z nich odpowiedzialnych za łowców. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydać, że za sobą nie przepadamy, ale był dla prawie jak ojciec.
Mężczyzna westchnął. Najwyraźniej uznał, że dalsza dyskusja jest bezsensowna, jednak po zbiórce złapał mnie za łokieć i odciągnął na bok.
- Chloe - zaczął oskarżycielskim tonem - Musisz przestać się tak zachowywać. To wpływa na innych. Muszę kontrolować łowców, ale kiedy dostają taki przykład, mój autorytet znacznie maleje.
- Dobrze - odpowiedziałam krótko. Tym razem to ja nie chciałam dyskutować.
Wszyscy mogą myśleć co chcą, ale ja szanowałam Nathaniela. Wszystkich głównodowodzących.
Poczekałam aż Nathaniel odejdzie po czym ruszyłam do zbrojowni z której zabrałam dwa sztylety. Jeden dłuższy od drugiego. Puściłam się biegiem w stronę lasu. Ja poluję sama. Niektórzy dobierają się w grupki, ale ja nie jestem dobra w grach zespołowych. Zatrzymałam się na polanie i wzięłam głęboki oddech. Tak. Czuję go. Coś tam jest. Ruszyłam w stronę zapachu. Po chwili słyszałam już szelesty wydawane przez zwierzę. Moja ręka powędrowała ku dłuższemu sztyletowi. Zaczęłam się skradać. Znów to wspaniałe uczucie. Wszystko staje się ostrzejsze. Skupiam się tylko na tym jednym miejscu w którym znajduje się zwierzę. Nagle zdałam sobie sprawę, że jest zupełnie cicho. Zwierzę nie wydaje żadnych odgłosów. Szybko połączyłam ze sobą fakty. Ono poluje na mnie. Wysunęłam sztylet przed siebie. O nie mój drogi. Nie zamierzam być twoim obiadem. Ale wtedy słyszę, że idzie do mnie. Idzie, ale się nie skrada. Moim oczom ukazał się gepard. Z pleców wyrastały mu duże nietoperze skrzydła. Na moje usta wkradł się smutny uśmiech.
- Ciebie też tu wyrzucili, bracie - zwróciłam się do niego niemal opiekuńczym tonem.
Gepard rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. Zupełnie jakby mnie rozumiał. Może to poniekąd prawda, nie wiem.
- O, przepraszam - zaśmiałam się - Siostro.
Stałyśmy chwilę patrząc sobie w oczy, ale w tych spojrzeniach nie było nic wrogiego. Wręcz przeciwnie. Wstałam otrzepując kolana z ziemi i rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie gepardzicy.
- Żegnaj, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedziałam po czym ruszyłyśmy w przeciwne strony.
Takie coś zdarzyło mi się pierwszy raz. Nie wiem czy mam się cieszyć, że znalazłam jednego ze swoich braci, czy być smutną, bo jego również pozbawiono... wszystkiego.
Trzask łamanej gałęzi sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Z prędkością światła chwyciłam sztylet i przyjęłam pozycję bojową. Czekałam na rozwój wydarzeń.



<Ktoś?>

Isabelle Fuhrman

http://www.lovegold.com/tags/contributor/~/media/1115339418/images/tags/contributors/isabelle%20fuhrman.ashx
Isabelle Fuhrman - 18 lat

Od Pote CD Mitchella

Banan lub kokos? Co to kokos? Nigdy go nie jadłem. Wogle pierwszy raz widzę taki owoc.
- Skąd masz kokosa? - zapytałem patrząc na brązową, włochatą kulkę
- A znalazłem - usmiechnął się łobuzersko. Zaśmiałem się cicho.
- A dobre to jest? - chłopak podniósł jedną brew.
- Nigdy nie piłeś? - zdziwił się. Pokręciłem tylko przecząco głową. - Zaczekaj - po tych słowach zniknął w drugim pomieszczeniu. Usiadłem sobie na jego łóżko. Było nie wygodne dla mnie. Zbyt miękkie. Po chwili wrócił chłopak, z otwartym kokosem. W obu częściach widniała rurka, zapewne zrobił ją z bambusa. - Pij - podał mi jedną częśc, a drugą wziął sobie. Widziałem, jak chłopak ssie przez rurkę. Na początku przyjrzałem się temu białemu czemuś. Nie wyglądało na zatrute. Powąchałem, po czym zacząłem pić. Od razu mi posmakowało.
- To jest przepyszne - powiedziałem gdy wypiłem cały kokos.
- To jest mleko z kokosa - wytłumaczył, po czym sam dokończył swoją porcję.
- Teraz sobie siedzimy i popijamy mleczko, a wcześniej to żadnego zwierzęcia nie mogłem znaleźć. Do tego to łóżko jest niewygodne - przy ostatnim zdaniu poruszałem tyłkiem na łóżku.
- Ej! Pesymisto! Bo mi łożko rozwalisz tym swoim dupskiem! - usłyszałem rozbawionego chłopaka.
- Ja? Pesymista? - powiedziałem ironicznie. - Po za tym uważasz że jestem gruby? - zaśmiałem się.

<Mitchell?>

Od Mitchella CD Pote

Słońce świeciło mi prosto na twarz, naciągnąłem na siebie futro ale po chwili ktoś je ze mnie ściągnął.
- Wstawaj śpiąca księżniczo - usłyszałem czyjś głos a potem śmiech Pote.
- Nie jestem księżniczką - bruknąłem odwracając się na drugi bok, nie raczyłem mawet otworzyć oczu i spojrzeć na chłopaka.
- No wstawaj! - krzyknął i złapał mnie zaój ogon. Od razu się obudziłem. Popatrzyłem na roześmianego chłopaka morderczym wzrokiem - Tak to jest jak się nie chce tyłka ruszyć - zaśmiał się. Ja jedynie w odpowiedzi wytknął mu język.
- Która godzina?
- Jest połódnie - na słowa mężczyzny wytrzeszczyłem oczy. No nieźle sobie pospałem. Przeciągnąłem się jednocześnie ziewając
- Co? - spytałem machając chłopakowi ręką przed twarzą gdy ten wpatrywał się we mnie przez dłuższy czas.
- Nic, nic. Zamyśliłem się - odparł wybudzając się z transu.
- I jak polowanie? - spytałem zaciekawiony
- Nijak - odparł wzruszając ramionami. Uśmiechnąłem się lekko, wstałem z łóżka i podszedłem do jednego z plecionych koszyków.
- Chcesz banana albo kokosa? - spytałem wyciągając dwa banany oraz dwa orzechy kokosowe.

Pote?

Od Pote CD Mitchella

Ogon? Lisi ogon? Jakie to uroczę. Coraz bardziej go lubię. Zaśmiałem się.
- Słodkie - powiedziałem z uśmiechem. - A mozesz się w niego zmieniać? - dodałem. Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Jestem w pół lisem i posiadam tylko ogon - skrzywił się delikatnie. Ponownie się zaśmiałem.
- Jesteś wyjatkowy - powiedziałem z uśmiechem, po czym z łatwością wszedłem na gałąź, tylko raz się podciągając. Usiadłem sobie. Gałąź była gruba i wytrzymała, więc nie musiałem się bać, ze spadnę. - Dzięki za zaproszenie do swego domu - powiedziałem rozglądajac się po budynku.
- Nie ma za co - podrapał się po karku. - Chcesz może się czegoś napić? - zapytał.
- Nie - pokręciłam przecząco głową. Chłopak się uśmiechnął. - Jestem zmęczony - powiedziałem rozciągając recę.
- Ja także - po tych słowach ziewnął. Jaki on słodki! Mitchell podszedł do łóżka. W pokoju i tam było już ciemno, bo słońce całkowicie się schowało. Zgasił jedynie świeczkę.
- Dobranoc - położył się na łóżko.
- Dobranoc. Jak coś, wstaje wraz ze słońcem i idę na polowanie, wiec nie zdziw się, że zniknę - po tych słowach usłyszałem tylko ciche jakby potwierdzenie mych słów, po czym położyłem się na gałęzi i tylko zakryłem się futrem. Poduszka nie była mi potrzebna. Zasnąłem na plecach.
Obudziłem się wraz ze słońcem. Wszystkie kończyny zwisały mi z gałęzi, prócz jednej ręki, na której była oparta moja głowa. Leżałem na brzuchu, a futro było zrzucone na ziemnię. Zaśmiałem się cicho i zeskoczyłem z drzewa, tak cicho i delikatnie, niczym balerina. Spojrzałem na chłopaka.
- Dlaczego ty musisz być taki słodki? - zapytałem się sam siebie, po czym wyszedłem z domu.

<Mitchell?>

Danielle Loïse Lacroix

http://images6.fanpop.com/image/photos/36900000/Perrie-Edwards-perrie-edwards-36963528-500-600.jpg 
 Danielle Loïse Lacroix - 19 lat

Od Mitchella CD Pote

Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz kiedy Pote uśmiechnął się niczym diabeł. Przełknąłem zaległą mi gulę w gardle i popatrzyłem przez siebie, nie byliśmy daleko od wioski. Raptem pięć minut drogi i będziemy już na miejscu.
- Ja też cię lubię - odparłem po czasie
- Dobrze, że w końcu odpowiedziałeś - zaśmiał się chłopak
- Wybacz... zamyśliłem się - odparłem niepewnie jednocześnie patrząc przed siebie. Kilka minut później znaleźliśmy się w wiosce, zaprowadziłem Pote do mojego szałasu. Jakieś królewskie luksusy to nie były ale zawsze coś. Szałas był zbudowany na drewnianych palach oraz wokół drzewa co tylko wzmacniało jego konstrukcję. Miałem też prowizoryczne łóżko, na którym leżały dwa futra, które służyły jako okrycie oraz prowizoryczna poduszka zrobiona ze skóry zwierzęcia. Poduszka była wypełniona pierzem upolowanych ptaków a zszyłem ją za pomocą kolca jeżowca i mocnego pnącz.
- Weź futro i tą poduszkę. Będzie ci wygodniej chyba, że chcesz spać na łóżku
- Dzięki ale wolę gałąź - odparł biorąc ode mnie poduszkę i futro - Hej a co ty tu masz? - spytał łapiąc mój lisi ogon. Kiedy chłopak go zobaczył zdziwił się lekko.
- To to... uh mój ogon. Przecież wiesz, że każdy z tej wyspy ma jakąś cechę przez, którą nie jest normalny - wyjaśniłem - Więc ja mam ogon - uśmiechnąłem się niewinnie.

< Pote? >