niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Pote CD Mitchella

Znowu nic nie ma. Łaizłam prawie całe południe. Lasy był puste, a jeśli coś znajdywałem, to albo padlinę, ale otrute zwierzęta, które powoli zdychały. Zrezygnowany zacząłem wracać do domu chłopaka. Po drodzę zauwarzyłem coś bardzo dziwnego. Jacyć faceci bez spodni, stali przy drzewie i chyba kogoś gwałcili. Podeszłem bliżej. Zauwarzyłem, że to mój lisek! Ogarnęłam mnie wielka złość. Bez namysłu rzuciłem się na nich wszystkich. Była ich cała banda, około sześciu facetów. Tylko pięciu ze mną walczyło, szósty nadal gnębił Mitchella. Wyjąłem swój nóż i zaczałem z nimi walczyć, jednak nie było łatwo. Także mieli broń, głównie jakieś metalowe pręty. Zyskałem kilka siniaków i guzów, tylko dwóch zabiłem.
- Ha! Mówiłeś że dojdę! - usłyszałem jego śmiech. Mitchi był cały zalany łzami. "Ja ci zaraz dojdę! Do grobu!" Pomyślałem, po czym ukazałem swe skrzydła. Dzięki temu, że mogłem latać, łatwiej mogłem ich pozabijać. Gdy wszyscy już leżeli martwi w kałużach krwi, nawet ostatni, któy chciał uciec, podbiegłem do chłopaka. Nadal płakał. Zdjęli mu spodnie i bokserki. Nogi miał zaciśnięte. Odwiązałem go i wyjąłem mu z ust liście. Objąłem go mocno i zakryłem skrzydłami. Było zimno. Wzleciałem w niebo i w minutę się znalazłem w pomieszczeniu. Chłopak się we mnie wtulił, nadal płakał.
- Boli cię? - zapytałem. Trochę głupie pytanie, ale mi potrzebne. Chłopak pomachał głową. - Połóż się. zaraz ci ulży - chłopak połorzył się na brzuchu i płakał w poduszkę. Wyjąłem maść, zrobioną z liści. Gdy zawsze po sek**e mnie bolał odbyt, smarowałem się nią. Nastepnego dnia jak nowo narodzony. Wziąłem trochę maści na palce, po czym posmarowałem mu odbyt. Gdy go dotknąłem, wzdrygnął się i chyba nawet chciał mnie kopnąć, jednak przytrzymałem mu nogi. Wiem, ze to dziwnie brmi, ale nie dla geja. Potem go zakryłem futrem. - Oni już ci nic nie zrobią - po tych słowach połorzyłem się obok chłopaka i go przytuliłem. Nadal płakał i cały się trząsł. Objąłem go ramieniem. - Mitchi... - szepnąłem.

<Mitchell?>

Od Mitchella CD Pote

Westchnąłem cicho i walnąłem się plackiem na łóżku. Czy on musiał już iść? Niech ino szybko wraca bo już się bez niego nudzę. Wypuściłem powietrze ustamk przez co wydałem dźwięk podobny do parskania konia. Niechętnie wstałem i poszedłem do jednego z koszy. Tym razem sięgnąłem do innego niż poprzednio. Wyciągnąłem z niego upieczoną rybę. Leżała ona tam od popołudnia wczorajszego dnia a dodatkowo była owinięta w masę liści więc była jeszcze troszkę ciepła. Tym razem zjadłen rybę do końca. Po śniadaniu wyszedłem z domu. Postanowiłem się przejść, w końcu nie będę siedział jak idiota i czekał aż Pote wróci z polowania. Chodziłem po okolicy, coraz bardzidj oddalając się od wioski. W pewnym momencie usłyszałem szelest w krzakach, który stawał się coraz głośniejszy. Potem poczułem jak coś uderza mnie w głowę. Upadłem na ziemię i momentalnie straciłem przytomność.
Ocknąłem się przywiązany do drzewa w tym samym miejscu w którym straciłem przytomność. Starałem się jakoś wyrwać ale to na nic. Zacząłem krzycześ ale po chwili zdałem sobie z tego sprawę, że nic to nie da. W pewnym momencie zza krzaków wyłoniła się grupka facetów. Podeszli do mnie.
- Zakneblować - jeden z nich wydał polecenie stając na przeciwko mnie. Jeden z mężczyzn włożył mi do ust jakieś liście orzez co nie mogłem wydać z siebie ani jednego dźwięku. Jeden z nich złapał mnie za pasek spodni i ściągnął je wraz z bielizną. W tym momencie dotarło do mnie co chcieli zrobić... chcieli mnie zgwałcić. Łzy zaczęły wypełniać moje oczg. Zacząłem się szarpać. Jednak nic to nie dało. Nim zdążyłem się zorientować ten ich 'szef' również ściągnął swoje spodnie i bieliznę po czym... wszedł we mnie. Tak bardzo tego nie chciałem. Krzyczałem lecz byłem tłumiony przez liście w ustach. Robili to na zmianę... miałem wrażenie, że to nigdy się nie skończy! W pewnym momencie przez łzy zobaczyłem jakąś postać biegnącą w moim kierunki. Na całe szczęście to był Pote! Jednak mężczyźni nadal TO robili, nawet nie zauważyli że ktoś się do nich zbliża.

Pote? Demoralizujesz mnie T.T

Od Mitchella CD Pote

Westchnąłem cicho i walnąłem się plackiem na łóżku. Czy on musiał już iść? Niech ino szybko wraca bo już się bez niego nudzę. Wypuściłem powietrze ustamk przez co wydałem dźwięk podobny do parskania konia. Niechętnie wstałem i poszedłem do jednego z koszy. Tym razem sięgnąłem do innego niż poprzednio. Wyciągnąłem z niego upieczoną rybę. Leżała ona tam od popołudnia wczorajszego dnia a dodatkowo była owinięta w masę liści więc była jeszcze troszkę ciepła. Tym razem zjadłen rybę do końca. Po śniadaniu wyszedłem z domu. Postanowiłem się przejść, w końcu nie będę siedział jak idiota i czekał aż Pote wróci z polowania. Chodziłem po okolicy, coraz bardzidj oddalając się od wioski. W pewnym momencie usłyszałem szelest w krzakach, który stawał się coraz głośniejszy. Potem poczułem jak coś uderza mnie w głowę. Upadłem na ziemię i momentalnie straciłem przytomność.
Ocknąłem się przywiązany do drzewa w tym samym miejscu w którym straciłem przytomność. Starałem się jakoś wyrwać ale to na nic. Zacząłem krzycześ ale po chwili zdałem sobie z tego sprawę, że nic to nie da. W pewnym momencie zza krzaków wyłoniła się grupka facetów. Podeszli do mnie.
- Zakneblować - jeden z nich wydał polecenie stając na przeciwko mnie. Jeden z mężczyzn włożył mi do ust jakieś liście orzez co nie mogłem wydać z siebie ani jednego dźwięku. Jeden z nich złapał mnie za pasek spodni i ściągnął je wraz z bielizną. W tym momencie dotarło do mnie co chcieli zrobić... chcieli mnie zgwałcić. Łzy zaczęły wypełniać moje oczg. Zacząłem się szarpać. Jednak nic to nie dało. Nim zdążyłem się zorientować ten ich 'szef' również ściągnął swoje spodnie i bieliznę po czym... wszedł we mnie. Tak bardzo tego nie chciałem. Krzyczałem lecz byłem tłumiony przez liście w ustach. Robili to na zmianę... miałem wrażenie, że to nigdy się nie skończy! W pewnym momencie przez łzy zobaczyłem jakąś postać biegnącą w moim kierunki. Na całe szczęście to był Pote! Jednak mężczyźni nadal TO robili, nawet nie zauważyli że ktoś się do nich zbliża.

Pote? Demoralizujesz mnie T.T

Od Jonathan'a

Nie ma to jak zacząć dzień od krótkiego spaceru... dookoła wyspy... czterysta razy na sekundę... nie, no, spoko. Nie ważne, że za każdym razem na kogoś wpadałem, a ta osoba po prostu była taranowana. Ruch jest ważny, prawda? Zawsze nam to wpajali, a teraz mamy siedzieć i nic nie robić? Przepraszam, ale nie umiem siedzieć bez ruchu. Bycie nadpobudliwym to dość poważna wada. A dodatkowo ta szybkość. Jest irytująca. Szczególnie gdy chcesz sobie ulżyć w wiadomy sposób. Wtedy to wszystko za szybko mija. Chciałbym kiedyś przeżyć to długo i bardzo dogłębnie. Ale nie można mieć wszystkiego, prawda...? To trochę mnie dołuje. Ale życie nie jest od tego, aby się dołować i być smutnym. 
Po któryś tam okrążeniu, w oddali, która na marginesie zbliżała się niezwykle szybko, zobaczyłem sylwetkę człowieka. Osoba ta wyciągała rękę, jakby chciała mnie zatrzymać. Oderzenie w jej rękę z taką mocą, bez trudu by ją wyłamała, a nawet urwała. Natychmiastowo zacząłem hamować, byleby zatrzymać się przed lekkomyślnym człowiekiem. Niestety na moje nieszczęście, a tamtej osoby- szczęście, potknąłem się o coś i z niewyobrażalną siła uderzyłem w ziemię i śliśle rzecz biorąc, wryłem się w nią, tuż pod nogami nieznajomego. Adrenalina póki co nie dawała przedrzeć się bólowi, ale nie mogłem poruszać nogą. Genialnie...
- Nic Ci nie jest?- głos próbował przedrzeć się do mojego umysłu, ale byłem tak otumaniony, że nie mogłem określić, czy mówi to kobieta, czy mężczyzna. Czyjaś ręka przewróciła mnie na plecy- Hej? Żyjesz?- na to ściągnąłem brwi i odwróciłem głowę. Widok był rozmazany. Pierwszy raz przewróciłem się przy takiej prędkości i boję, się, że mogłem coś złamać. To znaczy coś więcej niż nogę- Czyli żyjesz... okay, co z tobą zrobić, biedaku- poczułem dłoń w okolicach serca. Poruszyłem ustami jakby chcieć coś powiedzieć- Co?
- Nga...
- Co?
- Noga...- powtórzyłem nieco wyraźniej- b-boli... lewa...- dodałem po chwili, by ten ktoś nie zaczął oglądać nie tą co trzeba.  
- Mówisz... czyli na pewno żyjesz- ale śmieszne... po prostu boki zrywać...

(Ktoś?)

Od Pote CD Mitchella

Czyli on wszystko jednak słyszał... Na początku dziwnie mi się zrobiło. Jednak gdy się wtulił we mnie i odwzajemnił moje uczucia, byłem przeszczęśliwy. Nie mogłem nawet zasnąć. Ciągle myślałem. Spotkaliśmy się raptowanie wczoraj wieczorem jaco nieznajomi. Teraz leżysz wtulony we mnie w słoim łóżku. Zasnąłem dopiero gdzieś tak o północy, aż chłopak mnie nie obudził nad ranem. Siedział mi na biodrach i na nich skakał. To wyglądało, jakby mnie dymał. Zaśmiałem się, gdy go zobaczyłem.
- Lisku, nie podskakuj starszym - po tych słowach przewróciłem go i leżałem na nim.
- Zejdź ze mnie! Ciężki jesteś! - po tych słowach całkowicie się na niego połorzyłem. - Dusisz mnie! - podniosłem głowę. Wytknął mi język. Zaśmiałem się i wstałem.
- Idę na polowanie - powiedziałem, po czym pomogłem chłopakowi wstać, podając mu ręke.
- Dopiero wstałeś - zdziwił się.
- Tak zawsze robię - ponownie rozczochrałem jego włosy. - Zaraz wrócę - po tych słowach go przytuliłem czule, po czym wyszedłem z domu. "Obym dzisiaj coś tylko znalazłazł" pomyślałem.

<Mitchell?>

Od Mitchella CD Pote

Na kolanach chłopaka było mi wygodnie jak diabli a spało się jeszcze lepiej tylko mam to do siebie, że mam płytki sen czyli nawet najmniejszy szmer potrafi mnie obudzić. Tym razem kiedy się przebudziłem usłyszałem głos chłopaka
- Chyba się w tobie zakochałem lisku - na te słowa na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Potem próbowałem zasnąć ale nie mogłem. Czułem jak chłopak gdzieś mnie niesie. Po upływie kilkunastu minut poczłułem, że kładzie mnie na czyś a tym czymś było moje łóżko. Kiedy zorientowałem się, że zabiera ręce i chce odejść od razu otworzyłem oczy i złapałem go za nadgarstek.
- Zostań ze mną. Proszę - poprosiłem ściszonym głosem patrząc się na niego błagalnie. Pote uniósł kącik ust ku górze i położył się obok mnie na łóżku. Odruchowo położyłem głowę na jego klatce piersiowej a prawą rękę przeżuciłem przez pas chłopaka. Pote natomiast objął mnie ramieniem i przyciągnął jescze bliżej
- Też cię kocham - wymamrotałem przez zaśnięciem. 

***

Następnego dnia obudziłem się pierwszy. Pote jeszcze spał. Uśmiechnąłem się lekko, wstałem i usiadłem mu na biodrach
- Wztawaj Pote! - krzyknąłem z uśmiechem. Chłopak jednak dalej spał. Krzyknąłen to samo tylko, że cztery razy głośniej. Momentalnie wstał
- No bądź cicho. Już nie śpię

Pote?

Od Pote CD Isabelle

Uśmiechnąłem się.
- W sumie, to nawet nigdy żadnej dziewczyny nie spotkałem. Byłem całe życie otoczony tylko chłopakami. Może to z tego wynika? - zapytałem bardziej sam siebie. Dziewczyna podniosłam tylko jedną brew.
- Serio? Więc chyba nic nie jest pewne - zaśmiała się cicho. "Dziewczyno. Bzykałem się z chłopakami, ale nie z dziewczyną. To chyba pewne, że nie wiadome" pomyślałem, jednak uniknąłem powiedzenia tego na głos. - Zamyślony? - usłyszałem jej głos.
- Raczej nie chcesz usłyszeć mych myśli. Są tajemnicze i brudne - powiedziałem z uśmiechem. Patrzyłem na nią z dołu, po ciągle leżałem na plecak, na gałęzi. Tylko początki takiego snu był najgorsze, zawsze spadałem przed położeniem się, albo w trakcie snu, albo gdy się budziłem.
- Nie pzesadzaj. Każdy ma takie - jej uśmeich był bardzo ciepły.
- Ty też? - podniosłem jedną brew i się cicho zaśmiałem. - Po za tym, gdybym był hetero, albo przynajmniej bi, zakochał bym się w tobie - dziewczyna się delikatnie zarumieniła. - A co do moich myśli... jesteś pewna? - zapytałem ponownie. Skineła głową. - Dziewczyno. Bzykałem się z chłopakami, ale nie z dziewczyną. To chyba pewne, że nie wiadome - powiedziałem dokładnie to samo co w myślach. - Wogle ile ty masz lat? - zapytałem od razu.

<Isabelle?>

Od Pote CD Mitchella

"Masz miękką dupkę" pomyślałem, gdy siedział mi na kolanach. Moje myśli są tajemnicze i brudne. Można się przyzwyczaić. Zasnął. Nie miałem zamiaru go budzić. Przyznam, ze wschód słońca jest piękny. Miliony razy go widziałem, jednak z tym chłopakiem, ten obraz stał się jeszcze bardziej cudownijszy. Zacząłęm sobie nucić pewną piosenkę, ze starych czasów. Kołysankę. W myślach ją sobie śpiewałem, a w realu cicho nuciłem, aby nie obudzić chłopaka. "W oddali łąki wejdźże do łóżka, tam czeka na ciebie z trawy poduszka, skłoń na niej główkę oczeta zmruż, rankiem cię zbudzi slońce twoj stróż...". Spojrzałem na chłopaka. wyglądał uroczo, gdy tak spał. Poczułem się jak w raju. Jak mogłem bez niego żyć tyle lat? Teraz nie wyobrażam sobie czegoś, co by mnie od niego rozdzieliło. "Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu, stokrotki polne zaradzą złu, najsłodsza zmara tu zniszcza się, tutaj jest miejsce gdzie kocham cię... najsłodsza zmara tu zniszcza się, tutaj jest miejsce gdzie kocham" dokończyłam piosenkę.
- Chyba się w tobie zakochałem lisku - powiedziałem, po czym delikatnie uniosłem chłopaka i ruszyłem do jego domu, wraz z kiśćmi bananów.

<Mitchell?>

Od Mitchella CD Pote

- Nie mów tak na mnie! - krzyknąłem oburzony i popatrzyłem na niego krzywo
- No dobra. Przepraszam - odparł wesoło jednocześnie przyśpieszając korku.
- Gdzie idziemy? - spytałem zaciekawiony jednocześnie przyśpieszając kroku i pilnując aby nie upuścić kiści owoców.
- Na plażę. W końcu powiedziałem, że zobaczymy zachód słońca
- To miłe z twojej strony - uśmiechnąłem się jednocześnie czując jak lekki rumieniec pojawił się na mojej twarzy
- Ooo ktoś się zarumienił - zaśmiał się kiedy dotarliśmy na plażę. Słońce powoli zachodziło więc usiedliśmy na znajdującym się niedaleko kamieniu. Osobiście nie było mi wygodnie, ukradkiem spojrzałem na Pote. Miał ręce na kolanach. Bez słowa wstałem, wziąłen jego ręce i usiadłem mu na kolanach tak aby on jak i ja widzieliśmy zachód. Potem siedzieliśmy jeszcze chwilkę.
- Śpiący? - spytał kiedy ziewnąłem
- Nie - wymamrotałem przytulając się do niego jeszcze bardziej.
- Akurat. Przecież widzę, że ty zasypiasz
- Mhm... jasne - wymamrotałem i zamknąłem oczy. Chwilkę po tym zasnąłem

Pote?

Od Isabelle CD Chloe

Siedziałam sobie wieczorem, patrząc dookoła.
Nagle zauważyłam Chloe. Byłam ciekawa, jak jej rana.
- I co? Lepiej? - dźwignęłam się z ziemi i podeszłam do niej.
- Zdecydowanie lepiej - uśmiechnęła się lekko - A twoje... dłonie? - przypomniała sobie.
Pokazałam jej moje ręce. Nie wyglądały zbyt pięknie.
- Całe w swędzących bąblach. Ale to nic. Myślę, że jutro już ich nie będzie - stwierdziłam.
Stałyśmy chwilę w milczeniu, patrząc na siebie.
- Ach... I masz może więcej tych roślin? - zapytała nagle Chloe, coś sobie przypominając. - Uzdrowicielka powiedziała, że byłoby dobrze, gdybym robiła z nich opatrunki.
Założyłam ręce.
- Nie mam, ale mogę jeszcze po nie pójść. W lesie powinno być ich więcej. - dodałam.
- Żeby znów poparzyć sobie dłonie? - uniosła brew.
- E tam, i tak wyglądają jak wyglądają. - machnęłam ręką. - Jutro rano dostaniesz nową porcję - zaśmiałam się.
Pół nocy szukałam idealnych okazów leczniczej rośliny. Znalazłam dość sporo i schowałam je do worka. Powyjmowałam ciernie z rąk, gdyż niestety natrafiłam też na jakieś inne zielsko, które mnie obdarowało kolcami.
Rano przyniosłam pod szałas Chloe uzbierane rośliny.
- Proszę - podałam jej prowizoryczny worek - Powinno starczyć na całą kurację. Już są same liście, więc nie powinnaś się poparzyć - uśmiechnęłam się nieznacznie,

<Chloe?>

Od Pote CD Mitchella

Chłopak mnie przytulił. Muszę przyznac, ze to było bardzo miłe uczucie. Gdyby to było możliwe, nigdy bym go nie puścił.
- Wszystko dobrze - po tych słowach rozczochrałem mu dłonią włosy. Odsunął się ode mnie. - Słodko wyglądasz - zaśmiałem się, widząc jego rozczochrane kudły. Chłopak ręką od razu je sobie poprawił.
- Nie wyżywaj się na mnie - powiedział trochę burkliwie. Wstałem i oparłem się o drzewo.
- A nie wyglądasz na takiego ciężkiego - stwierdziłem, po czym podeszłem do niego i objąłem ramieniem.
- Ej! - jęknął, gdy znowu go pociągnąłem za ogon. Zaśmiałem się.
- wybacz. Nie moge się opanować. Ten twój ogon wywija się jak robak - wytłumaczyłem, po czym spojrzałem na banany. Żywi się samymi owocami? Ja bym tak nie mógł. Jestem przyzwyczajony do łowów i mięsa.
- Nie moja wina - burknął niezadowolony. Usmiech mu zszedł z twarzy. Byłem od niego wyższy o dwie, a prawie trzy głowy. W sumie to jeszcze dziecko. Stwierdzam, że z łątwością mógłbym go udusić.
- Wyglądasz uroczo, gdy się gniewasz - zaśmiałem się. - A teraz chodź panie mój, na dalszy spacer Mitchi - złapałem go za ręke, po czym pociągnąłem delikatnie w stronę plaży.

<Mitchell?>

Od Mitchella CD Pote

- A idź ty pedofilu - zaśmiałem się i odepchnąłem chłopaka od siebie.
- Ty, a masz coś do pedofilów? - zapytał podchodząc do mnie i lustrując mnie wzrokiem. Westchnąłem cicho i ruszyłem przed siebie - Czekaj! - krzyknął za mną chłopak.
- Rusz ten swój gruby tyłek - krzyknąłem aby go pogonić chłopak jedynie popatrzył na mnie krzywo i trzepnął mnie w głowę.
- Nie rób mi - mruknąłem niezadowolony i poprawiłem włosy.
- Złość piękności szkodzi - zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
- Lubię cię wiesz? - uśmiechnąłem sie i popatrzyłem przed siebie. Moją uwagę przykuła palma na której rosło kilka sporych kiści bananów. Ze spokojem starczyło by mi na miesiąc albo i dłużej. Bez zastanowienia wszedłem na drzewo i zacząłem się wspinać.
- A ty co? Małpa?! - krzyknął Pote spoglądając w górę. Ja jednak nic sobie z tego nie zrobiłem. Kiedy dotarłem na sam czubek drzewa chwyciłem w rękę kiść bananów i szarpnąłem. Jednak za słabo. Powtórzyłem ruch tylko tym razem mocniej i zerwałem kiść jednak miałem takiego pecha, ze za słabo trzymałem się drzewa i poleciałem do tyłu a spadłem... na mojego kolegę.
- O matko! Nic ci nie jest?! - krzyknąłem przerażony jednocześnie pomagając chłopakowi usiąść.
- Nie chyba nie - wymamrotał Pote łapiąc się za głowę.
- Przepraszam, nie chciałem - powiedziałem cicho jednocześnie przytulajac sie do chłopaka.

Pote?

Od Isabelle CD Pote

- Nie usłyszałeś? - uśmiechnęłam się - Nie zamierzałam być cicho. W sumie to nawet nie wiedziałam, że tu siedzisz - dodałam.
W kilka sekund zeskoczyłam na niższą gałąź i usadowiłam się obok chłopaka. Oparłam się o pień drzewa i przypatrywałam się mu dyskretnie.
- Długo już tu siedzisz? - zapytałam z ciekawości.
- Dosyć. Chciałem zabić tamtą sowę - wskazał na siedzącego, daleko już, ptaka ruchem głowy.
- Nożem? - zapytałam, widząc ostrze w jego ręce.
Pote pokiwał twierdząco głową.
- Też walczę nożem. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - I troszeczkę strzelam z łuku, ale zdecydowanie lepiej wychodzi mi to pierwsze.
Wstałam. Gałąź ostro się zachwiała, a ja uniosłam ręce i chwyciłam się tej nade mną. Podniosłam się na niej i wróciłam na moje dawne miejsce.
- Całkiem przystojny jesteś - oznajmiłam z szelmowskim uśmiechem.
Chłopak go odwzajemnił, lecz zaraz dodał:
- Fajnie, ale ja jestem... gejem. - powiedział pewnie, lecz czekał na moją reakcję.
A ja? Ja się tylko znów uśmiechnęłam.
- Ach, pewnie niejedna już by o tobie marzyła - roześmiałam się - W sumie nie znałam jeszcze żadnego homoseksualisty. Bardzo fajnie, że jesteś pierwszą osobą. Ja nic do nich nie mam - położyłam się na "mojej" gałęzi".
Pote tylko uśmiechnął się lekko.

<Pote? :3 >

Od Penelope do Chloe

Zbudowany przez samą siebie szałas to naprawdę powód do dumy. Serio, byłam przeszczęśliwa, kiedy spojrzałam na efekt mojej dwudniowej pracy.
-Ładny domek, Penny! - pozdrowił mnie ktoś, kogo nie do końca kojarzyłam.
-Dzięki! - odkrzyknęłam, szczerząc się i odwracając do rzeczonego ktosia, którego głos był definitywnie męski, a jednak za mną stała dziewczyna, patrząca na mnie z uniesioną jedną brwią. Zrobiłam ten sam gest.
-Masz dość chrapliwy głos - stwierdziłam, mierząc dziewczynę wzrokiem.
Była trochę wyższa ode mnie i lepiej zbudowana, miała brązowe włosy zaplecione w warkocz. Miała dziwne oczy. Okay, mówi ryba, ale wyglądały jak kocie. Stałam pod słońce, więc jej źrenice były zwężone w pionowe szparki. Ładne. Szkoda, że ja nie mam oczu bardziej podsuwających mój, hm, przypadek. Nie wyłupiaste, zamglone i bez powiek jak u ryby tylko na przykład zielone albo niebieskie. Obecne mogły najwyżej nawiązywać do brunatnic na dnie morza.
Parsknęła śmiechem, ewidentnie nie męskim.
-A ty słabą podzielność uwagi. Doc już poszedł.
Ach. To Doc to mówił, nie ona.
-Niemniej, chrapliwy głos by się czasem przydał. Mogłabym warczeć bardziej przekonująco.
-Myślę, że nie mnie to oceniać. Nie znam się na sposobach komunikowania się fauny - uznałam. - A zapewniam, że znam się na wielu rzeczach.
Kotka gwizdnęła.
-Wow! Czyżbym trafiła na kujona?
-Wolę określenie "miłośnik wiedzy".
Zamilkłam. Ona też. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę po czym obie parsknęłyśmy śmiechem.
-Chloe Wednesday.
-Penelope Mia Dancer.
-Dwa imiona? Czyli poważna sprawa.
Uśmiechnęła się drwiąco, a ja znienawidziłam ten uśmiech od pierwszego wejrzenia.
-Nie bardziej niż oczy zwierzęcia domowego.
Zaśmiała się, jakbym była dzieckiem, które grozi jej łopatką.
-Bronisz się! Podoba mi się. Zazwyczaj ludzie patrzą na mnie ponuro i pytają czy muszę być taka brutalna.
Wyszczerzyła się. Kły miała długie i ostre. Święty Delfinie, że też jej dolna warga nie krwawi...
-Brutalna? - udałam zdziwienie. - Ta rozmowa przypomina raczej zabawę kłębkiem włóczki.
Wyczuwam rybie i kocie kalambury.
-Uważaj, w zabawie potrafię się zatracić całkowicie. Więc lepiej oddaj moją wełnę, bo...
-Bo mnie podrapiesz? - zadrwiłam.
-A żebyś się nie zdziwiła.
Z pochwy przy pasku wyjęła sztylety i obnażyła kły. Nieszczególnie się przestraszyłam. Uśmiechała się nadal (nie wiem, jak pogodziła to z pokazywaniem kłów, ale jakoś dała radę), wiec wiedziałam, że to część przekomarzanek.
-Zamierzasz tym otworzyć puszkę z karmą? A może ci pomóc? - zaproponowałam obojętnie.
-Skończ z tymi kotami - poprosiła. - I daj mi powód żebym ja mogła sobie trochę pożartować z ciebie
-Kocham to - powiedziałam, na co spojrzała na mnie jak na idiotkę. - Schemat poznawania nowych ludzi na Memorii. Jak się nazywasz? John Smith. Skąd pochodzisz? Dakota Południowa. Jaką masz moc? To ostatnie mnie dobija.
Uniosła prawą brew.
-Nie pytałam, skąd jesteś. I ty też nie.
Machnęłam ręką.
-Obie jesteśmy dziwne najwyraźniej, ale wszyscy pozostali właśnie tak robili. Jak na jakimś pieprzonym przesłuchaniu.
Parsknęła śmiechem, a jej kocie oczy rozbłysły. Autentycznie ROZBŁYSŁY. W książkach tyle się czyta o "błyskach" w oczach, jakby to oczy mówiły. Nieszczególnie. Oczy to tylko kulki, które ruszają się w oczodołach, a za "błyski" odpowiedzialne jest to, co dookoła.
Ale jej naprawdę się zaświeciły. Kolor zrobił się jaśniejszy, ale nic nie powiedziałam na ten temat.
-Wiesz, jak jest na przesłuchaniu? Aresztowali cię za sarkastyczny atak na bank czy coś?
Pokazałam jej Międzynarodowy Gest Pokoju i Pojednania, co tylko bardziej ją rozbawiło, a ja śmiałam się z nią.
-Nie. Nie trzeba być człowiekiem, żeby wiedzieć, jak wygląda przesłuchanie, Kotku.
Jej śmiech się urwał. Patrzyła na mnie spode łba.
-Ustalmy fakty. Nieźle się z tobą gada. Jesteś dumna ze swojego szałasu. - Tak naprawdę zapomniałam o szałasie. - I NIE WOLNO mówić do mnie Kotku.
Wzruszyłam ramionami.
-Ty masz wszelakie podstawy, żeby nazywać mnie Rybcia.
siadłyśmy na ziemi i powiedziałam jej o mojej wodnej przypadłości.
-Czyli... Oddychasz pod wodą.
-Aha.
-I możesz pływać diabelnie szybko.
-Aha.
-I założę się, że wytrzymujesz spore ciśnienie.
-A wiesz, że nie wiem? - zastanowiłam się. - Nigdy nie nurkowałam szczególnie głęboko. Ale chyba faktycznie, zwykłych ludzi już przy około dwóch metrach zaczyna boleć głowa. Ja tej głębokości nie odczuwam.
-Cool!
-A ty? - spytałam.
-Co ja?
-Co z tobą nie tak? Wiem tyle, że masz oczy i zęby jak kot. Powinnam wiedzieć coś jeszcze? Masz ogon, wysuwane pazury, słabość do kocimiętki...?
-Nie, nie i NIE... nie wiem. Nigdy nie znalazłam się w pobliżu kocimiętki. Ale umiem szybko biegać, mam świetny słuch i wzrok. Ogólnie jestem super.
Parsknęłam śmiechem.

Chloe? Sam dialog - znowu. Ale za to jaki błyskotliwy! (Chyba)

Catherine Santiago

http://img.zszywka.pl/1/0265/2842/ludzie/cher-lloyd.gif 
Catherine Santiago - 18 lat

Od Chloe CD Isabelle

Wstałam po kilku minutach. Liść na wszelki wypadek przywiązałam sobie do nogi i potruchtałam chwilę w miejscu. Było w porządku.
- Także... - zwróciłam się do Isabelle - Wiesz. Dzięki. Gdyby nie ty, to pewnie zaczęliby mnie szukać jutro.
- Dlaczego? - zapytała od razu. Jej wścibskość mocno mnie irytuje.
Westchnęłam i przewróciłam oczami.
- Po prostu dobrze mnie znają.
- A ile...
- Wystarczająco długo - przerwałam wiedząc, że zamierza zapytać o długość mojego pobytu na Memorii. - Dziękuję za pomoc, noga ma się lepiej. Skoczę jeszcze do Uzdrowicieli, żeby nie było problemów.
- Spoko - tym razem to ona odwróciła się i pobiegła w głąb lasu.
Ja zaś ruszyłam wolnym truchtem w stronę wioski z marnym bażantem (z orlimi nogami - walczył zacięcie) przywiązanym do pasa. Po około połowie godziny drogi dotarłam do osady.
- Czyli dzisiaj się obijaliśmy co, Chloe? - zaśmiał się jeden z osiłków należących do Łowców, kiedy byłam na miejscu. Tak, to ten typ, który uważa, że jest zabawny. Dla sprostowania - nie, nie jest.
- Może po prostu nie chciało mi się polować, a potem wracałam długo, bo nie chciałam oglądać twojej brzydkiej mordy? - chłopak udał, że moja riposta była ciosem prosto w jego twarz i że go to zabolało.
Po chwili odgrywania scenki z rozmasowywaniem "bolącego" miejsca, schylił się i szepnął mi do ucha.
- I tak wracasz do mnie co noc. - zażartował myśląc, że mnie tym zdenerwuje.
- Żeby pośmiać się z twojego małego - odpowiedziałam głośniej tak, by inni mogli to usłyszeć po czym przygryzłam płatek jego ucha.
Dookoła rozległo się głośne "Uuuuu" a ja starając się nie kuśtykać udałam się w kierunku siedziby uzdrowicieli.
 - Z nogą nie jest źle - powiedziała miła dziewczyna z płomiennie rudymi włosami upiętymi w wysoki, ciasny kok - Musisz tylko parzyć ten wywar co wieczór przez około pięć dni, żeby zabić bakterie, które wdały się do twojego organizmu. Aha i jeśli masz więcej tych liści, to dobrze by było gdybyś robiła z nich opatrunki.
Pokiwałam głową, podziękowałam i wyszłam z namiotu. Wolnym krokiem udałam się w stronę swojego szałasu. Było dość późno. W połowie drogi dostrzegłam jednak drobną osobę przyglądającą mi się z boku. Isabelle. Ruszyłam w jej stronę dręczona poczuciem winy, że niezbyt miło potraktowałam ją w lesie.



<Isabelle?>

Od Isabelle CD Chloe

- No domyślna jesteś - mruknęła Chloe - Pomożesz?
Spojrzałam na jej kolano. Było całe we krwi. Zaczęłam się rozglądać za pewną rośliną.
- No gdzieś musi być! - powiedziałam gardłowo.
Wreszcie znalazłam obfite chaszcze. Było tam mnóstwo tego zielska, które szukałam. Zerwałam bardzo dużo. Jego łodygi parzyły mnie w ręce. Syknęłam z bólu. Zaczęłam odrywać liście. Wróciłam do dziewczyny i przyłożyłam je do jej kolana.
- Szczypie - wyszeptała.
- Tylko chwilę. Zaraz pomoże. - zapewniłam - Zatamuje krwawienie i oczyści z wirusów. Wytrzymaj.
Miałam całe ręce w wielkich, zaropiałych bąblach. Dziewczyna patrzyła na nie z uwagą.
- Łodygi parzą, liście leczą - wytłumaczyłam szybko.
Wyjęłam z plecaka wodę i obmyłam nią dłonie. Okropnie piekły.
- Ręka w porządku? - zapytałam z troską w głosie.
Chloe próbowała ją poruszać.
- Nie wiem - jęknęła - Po prostu boli. Ale dam radę, to drobnostka.

Chloe? :3

Od Pote CD Mitchella

Zaśmiałem się.
- Jeśli mi pozwolisz - powiedziałem i objąłem go ramieniem. - Ale nie w tej części związku - powiedziałem, po czym ponownie przeczesałem jego włosy ręką, na co chłopak zareagował potrzęśnięciem głowy i groźnym wzrokiem.
- To my jesteśmy w jakimś związku? - odparł podnosząc ponownie brew do góry, z uśmieszkiem.
- Ja wiem tyle, że znam cię dopiero od wczoraj - zaśmiałem się. - Chodź Mitchi - popchnąłem delikatnie chłopaka.
- Nie mów tak do mnie - warknął oburzony.
- Nie denerwuj się lisku - pociągnąłem go delikatnie za ogon. On ponownie pisknął, po czym walnął mnie pięścią w ramię. - Bojowniczy jesteś - odparłem ze śmiechem.
- Lepiej uważaj - pokazał mi język, po czym wyszliśmy z jego domu.
- To gdzie idziemy? - zapytałem patrząc w jego błyszczące oczy.
- Nie patrz się tak na mnie - ręką odsunął mi twarz, zaśmiał się. Następnie sam pokręcił głową i spojrzał na las, po czym wskazał drzewa dłonią.
- Do lasu? - podniosłem jedną brew z diabelnym uśmieszkiem.
- No co? - wyszczerzył zęby, po czym pociagnął mnie za ręke i ruszyliśmy w tą stronę.
- Rozumiem cię. W lesie, a raczej w krzakach najlepiej się gwałci - odparłem śmiejąc się.

<Mitchell?>

Od Mitchella CD Pote

- No moim zdaniem masz największy tyłek na świecie! - krzyknąłem ze śmiechem - A teraz się przesuń grubasie - śmiałem się dalej i popchnąłem go lekko po czym usiadłem na moim łóżku i oparłem głowę na ramieniu chłopaka.
- Nie przesadzaj - pogroził mi chłopak przeczesując ręką moje włosy.
- Nie rób mi bo ugryzę - pogoroziłem mu nadal się śmiejąc. Chłopak popatrzył na mnie nieźle zdziwiony po czym pociągnął mnie za ogon. Krzyknąłem z bólu i zatopiłem swoje zęby w jego ręce
- Nie rób z mojej ręki gryzaka - mruknął chłopak. Od razu puściłem jego rękę - I widzisz? Obśliniłeś mi ją - dodał przewracając oczami i wycierając moją ślinę ze swojej ręki
- Oj dobra, też cię kocham - zaśmiałem się i przytuliłem chłopaka na pocieszenie i pocałowałem go w policzek. Brunet popatrzył na mnie nieźle zdziwiony.
- Co to miało być?
- A nic takiego - odparłem uśmiechając się niewinnie - Idziesz się ze mną przejść? - zaproponowałem wstając z łóżka
- A nie boisz się że cię zgwałcę? - zaśmiał się podchodząc do mnie
- A chcesz? - uniosłem jedną brew do góry i popatrzyłem na niego pytająco

Pote?

Jonathan Bernardi

http://data.whicdn.com/images/102920440/large.jpg 
Jonathan Bernardi - 16 lat

Od Pote CD Isabelle

Co jest? Siedziałem na gałęzi i patrzyłem na niebo. siedziałem na samym czubku, gdy zachciało mi się coś obejrzeć. Zszedłem niżej, na grubszą gałąź, jednak nie zbyt nisko i patrzyłem na sowę. Czarną sowę, niczym noc, jej oczy błyszczały w poszukiwaniu jedznia. Wyciągnąłem swój nóż. Wstanąłem na gałąź i wycelowałem nóż w sowę, jednak mi uciekła, polując na szczura. "Ku*wa" pomyślałęm po czym znowu się połorzyłem. Byłem tak cicho, że nie usłyszala mnie dziewczyna, która siedziała na górnej gałęzi. Z resztą ona też jest bardzo cicha, bo jej nie usłyszałem. Dopiero gdy na nia spojrzałem i wsłuchiwałem się we wszystko, czułem jej uddech i bicie serca. Aż tu nagle się odzywa i mi się przedstawia.
- Jestem Pote - powiedziałem spokojnie z delikatnym uśmiechem. - Jesteś bardzo cicha. Nawet cię nie usłyszałem - dodałem. Dziewczyna w ciemności wyglądała jak każda inna. Gdybym nie był gejem, zakochałbym się w niej.

<Isabelle?>

Od Chloe CD Isabelle

Zmarszczylam brwi. Czy ona musi wszystko wiedzieć? 
- Tak, biegam tak szybko jak gepard. I chyba wlasnie muszę biec polować. Przykro mi. Miło było cię poznać. - powiedziałam po czym  na potwierdzenie swoich słów ruszyłam sprintem w las. Nie biegłam długo, bo nie zauważyłam wystającego konara i runęłam jak długa. 
- Ja pierdziele - mruknelam i spojrzałam na bolące kolano. Okazało się, że zaryłam nim w wystający konar. Idealnie. Skóra w miejscu uderzenia była rozcięta i obficie krwawiła. Cholera jasna. 
- Isabelle?! - zawołałam najgłośniej jak mogłam - ISABELLE! 
Czekałam chwilę wpatrując się w punkt z którego wybiegłam.
- Isabelle, proszę! - ogarnęła mnie wsciekłość na samą siebie. Jestem w środku lasu, nikt nie wie, że tu jestem i jeszcze nie mogę wstać. 
Całą swoją złość i frustrację wyładowałam na kamieniu obok uderzając w niego ręką. To nie było mądre posunięcie. Syknęłam z bólu i zaczęłam machać bolącą dłonią. Usiadłam i pomagając sobie zdrową ręką, usiłowałam stanąć na zdrową nogę. Po chwili walki z grawitacją doskoczyłam na jednej nodze do wystającej skaly i usiadłam na niej. 
- Czyżbyś potrzebowała pomocy? - usłyszałam cichy szept tuż nad swoim uchem. 



<Isabelle?>

Od Isabelle CD Chloe

Zastanowiłam się chwilę.
Geny kota. "Poniekąd". A więc... Dzikiego kota. Jakie są dzikie koty? Lwy, tygrysy, gepardy... Gepardy. Zwinna sylwetka Chloe mówi sama za siebie. 
- Gepard? - powiedziałam głośno i wyraźnie, zakładając ramiona. 
- Gepard - powtórzyła dziewczyna i potwierdziła - Sprytna jesteś. Skąd wiedziałaś?
- Drogą dedukcji, rzecz jasna! - uśmiechnęłam się lekko. 
Zamyśliłam się. 
- Więc zapewne i bardzo szybko biegasz - dodałam po jakimś czasie. 
- Zaiste. 
Pokiwałam głową, uśmiechając się pod nosem. 
- Tak szybko jak gepard? - upewniłam się.

Chloe? Nie wiem, co tam odpowiesz XD