poniedziałek, 21 września 2015

Od Lucasa CD Penelope

- Co ja zrobiłam... Boże, co ja zrobiłam! - wyrwała się z moich obleć i podpełzła do przepaści. Skulona tuż na granicy zimi i niebytu z palcami wplacionymi w krótkie rude włosy i łzami spływającymi po policzkach wyglądała żałośnie i bezbronnie.
- Boże, Luke, co ja zrobiłam, jak mogłam być taka nierozważna?! Gdybyś mnie nia zatrzymał byłabym... byłabym już martwa i... och, Boże! - próbowałem ją objąć, ale wyrwała mi się i zaczęła miotać dookoła krzycząc i płacząc jednocześnie. Dobrze przynajmniej, że ja nie spanikowałem.
- Penny, błagam cię, musimy myśleć racjonalnie - wreszcie udało mi się złapać ją za ramiona, ale wciąż nie nawiązaywała ze mną kontaktu wzrokowego. Nie myśląc wiele przyciągnąłem ją do siebie i mocno pocałowałem. Czułem w ustah słony smak jej łez.
- Co... co ty wyprawiasz?! - na początku była zbyt zdezorientowana żeby zareagować, ale teraz odepchnęła mnie od siebie, a na jej mina wyrażała jednocześnie wiele sprzecznych emocji.
- To był chyba jedyny sposób żeby zwrócić na siebie twoją uwagę. Ogarnij się, błagam! Musimy myśleć racjonalnie, nie można wpadać w panikę. Proszę...
Już nie próbowała się wyrywać, ale wciąż trzymałem ją mocno w ramionach i patrzyłem jej prosto w oczy. Chciałem, żeby zrozumiała jak ważne jest zachowanie zimnej krwi. Odetchnęła głęboko i znów była moją Penelope, a nie krzyczącą i rzucającą się bezradną istotą. Przytuliłem ją mocno i pozwoliłem na chwilę ciszy. Cieszyłem się, że nie patrzyła w tej chwili na moją twarz i nie zauważyła samotnej łzy spływającej w tamtej chwili po moim policzku. Wszystko to stało się tak szybko... W końcu odsuneliśmy się nico od siebie.
- Wiesz, co może lepiej by było gdybyś się jednak ubrała w ubranie z szynki - spróbowałem zażartować i uśmiechnałem się dając jej do zrozumienia, że nie czuję do niej żalu.
Spróbowała odwzajemnić uśmiech, ale zamiast tego znów łzy pociekły jej po policzkach, a ramiona zadrżały. Jednak nie panikowała. Zagryzłem wargi z trudem powstrzymując wilgoć w oczach. Boże, w co my się wpakowaliśmy!
- Ale, Luke... ja... prawie się... prawie nas zabiłem. Przez głupotę. Dlaczego życie jest takie kruche? Nawet chwila nieuwagi może człowieka zabić...
- Wiem - otarłem łzę z jej policzka. - Ale nic na to nie poradzimy. Takie jest życie. 
Starałem się uwierzyć w pewność swoich słów, ale czujęm, jak grunt powoli usuwa mi się spod nóg. 
- Posłuchaj - zacząłem. - Będzimy iść wzdłuż przepaści. Ona raczej nie ciągnie się przez całą wyspę, kiedyś gdzieś się powinna kończyć... a może natrafimy na jakiś inny most? Na pewno coś znajdziemy, zobaczysz.
Miałem wrażenie, że przekonuję samego siebie, ale w końcu musieliśmy coś zrobić, nie wolno nam było siedzieć bezczynnie. A to był najlepszy pomysł, jaki mi w tej chwili przychodził do głowy. Penelope niepewnie pokiwała głową, a po chwili spytała:
- A co z jedzeniem i piciem? Nie mamy żadnych zapasów, a nie wiemy ile będziemy iść. A poza tym, jak sam zauważyłeś bieg przez dżunglę bardzo wyczerpuje. Chyba naprawdę by się przydało to ubranie z szynki - uśmiechnęła się krzywo. 
Trafna uwaga. To była największa luka w moim mizernym planie. Śmierć z głodu i pragnienia wydawała mi się jeszcze gorsza niż koniec na dnie przepaści. Przynajmniej upadek z wysokości był szybki i raczej bezbolesny. 
- No wiesz... są tu jakieś zwierzęta - podrapałem się po karku. - I jakieś drzewa z owocami. A jeśli są zwierzęta to jest też woda. Jakoś przeżyjemy, zobaczysz. Musimy przeżyć. Nikt nie mówił, że praca Badacza będzie bezpieczna i przyjemna.
Skinęła głową nie do końca przekonana, ale tylko głupek ślepo wierzyłby w ten plan. Zaczeliśmy bez słowa posuwać się wzdłuż przepaści.
Penelope? Tak, taka wena^^