wtorek, 15 września 2015

Od Penelope CD Lucasa

Stanęłam w przejściu obok Lucasa i odetchnęłam tym świeżym, chłodnym powietrzem po deszczu. 
-Jak to szybko czas mija w odpowiednim towarzystwie - przeciągnęłam się i wyszłam, czując na twarzy ostatnie ciężkie krople. Nagle nabrałam strasznej ochoty popływać. Powietrze zaraz na powrót zrobi się parne, woda w jeziorze jeszcze powinna być chłodna.
Spojrzałam na chłopaka z zamiarem złożenia propozycji pływania, ale on nie wyglądał na chętnego do rozrywek. Oczy miał zamknięte, wargi i pięści zaciśnięte. Biedny, tak się męczy z tą umiejętnością.
-Wszystko w porządku? - zadałam najgorsze pytanie, jakie mogłam zadać.
-Tak, spoko. Ta śpiąca osoba jest naprawdę tępa - uśmiechnął się, blado, ale zawsze. - Od takich umysłów najtrudniej się odgrodzić. 
-Pomogłoby, gdybyśmy poszli popływać? - rzuciłam "nonszalancko" propozycję. 
-Jeśli akwen jest daleko od tego biednego śpiącego tępaka, to tak.
-A miałbyś ochotę?
-Może być - posłał mi spokojny uśmiech i odwrócił się na pięcie. - Spotykamy się przy tym jeziorku pół kilometra na zachód od wioski?
-Spoko - zgodziłam się i wróciłam do szałasu żeby ubrać strój kąpielowy.
~~*~~
Kiedy doszłam nad jeziorko, Lucas już tam czekał. Siedział na brzegu i patrzył w wodę, jakby była fascynująca.
-To miło, że nie wchodziłeś beze mnie - stwierdziłam, sama wchodząc po kolana. - Ale ja już taka miła nie jestem. Jak chcesz się ugotować, twój wybór.
Uśmiechnęłam się do niego przez ramie i dałam nura pozwalając, by chłodna toń mnie pochłonęła.
Woda była mętna, wymieszana ulewą i przyjemnej temperatury. Kiedy wynurzyłam głowę (stopami nie sięgałam dna) w poszukiwaniu Lucasa stwierdziłam, że nigdzie go nie ma. 
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się. Zamierzał mnie podtopić? Powinien wiedzieć, że to bezcelowe. Sam się utopił? Słyszałabym plusk. 
A może... Poszedł sobie? Pewnie palnęłam coś durnego, co go zniechęciło.
Westchnęłam i położyłam się na plecach, patrząc w rozstępujące się chmury. Nagle zostałam wciągnięta do wody.
"Czyli nie odszedł" pomyślałam pogodnie. Postanowiłam dać chłopakowi małą nauczkę. Nie wiem, za co, ale na pewno coś wymyślę.
Przez chwilę się szarpałam, ale zaraz znieruchomiałam i zwiotczałam. Lucas gwałtownym ruchem wyciągnął mnie na powierzchnię i złapał za ramiona. Pozwoliłam głowie opaść na ramię.
-Penelope. Penelope, weź, nie żartuj. Wiem, że udajesz. Penelope! Słuchasz mnie? Chole*a, Penny, zbudź się! - w jego głosie brzmiała panika, a ja już dłużej nie mogłam utrzymać powagi. Zaczęłam się krztusić ze śmiechu. Otworzyłam oczy i wyszczerzyłam się do Lucasa.
-Mówiłeś coś?
-Bardzo śmieszne - burknął i puścił moje ramiona. Opadłam na dno. Jakimś cudem przesunęliśmy się na płyciznę i teraz woda sięgała mi klatki piersiowej. 
-Owszem - zgodziłam się wesoło. - Bardzo. Naprawdę bardzo śmieszne.
Na twarzy chłopaka pojawił się powstrzymywany z trudem uśmieszek.

Lucas?

Od Lucasa CD Penelope

- Eee...
- O co ci chodzi, powiesz mi wreszcie, czy nie? - Penelope chwyciła mnie za ramiona i energicznie mną potrząsnęła.
- O c-co ci chodzi?
- Oh, czyli jednak odzyskałeś mowę - przypatrywała się z uwagą mojej twarzy jakby szukając tam oznam szaleństwa. 
- Ja... przepraszam... tylko się... zamyśliłem.
- Napewno? - odsunęła się ode mnie kawałek, ale wciąż nie spuszczała mnie z oczu. - Wyglądałeś, jakbyś zobaczył ducha. Albo jakbym zaczęła... nie ważne z resztą. 
Spuściłem wzrok.
- Prawda jest taka... że... no.
- Wal śmiało! Co ci leży na wątrobie?
- Ja... niedaleką z tąd ktoś śpi - oznajmiłem jakby to wyjaśniało całą sprawę.
Penelope uniosła jedną brew nie całkiem ogarniając, o co mi chodzi, ale po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- Och... czyli ty...
- Gdy niedaleko ktoś chociażby troszę mnie inteligentny ode mnie śpi ja to czuję. Odczuwam coś jakby... więź między naszymi umysłami, czuję, że mogę jakby wejść w jego świadomość, zawładnąć nim... Staram się nad tym panować i opierać pokusie, ale w takich chwilach zdarza mi się wyłączać z rzeczywistości. Tak, jak teraz. Gdy byłem młodszy i jeździłem na kolonie i spałem w jednym pomieszczeniu z wieloma innymi chłopcami stawało się to bardzo denerwujące. Zwłaszcza, że byłem dosyć błyskotliwym dzieckiem, a moi koledzy w większości stanowili bandę kretynów - skrzywiłem się.
Chwilę milczeliśmy. W końcu Penelope otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko jej przerwałem:
- Chyba się wypogadza - wyjrzałem na zewnątrz.
Faktycznie: gdzieś w oddali słychać było jeszcze pomruki grzmotów, ale burza ewidentnie się oddaliła. Już tylko pojedyńcze krople spadały z nieba, zza chmur nieśmiało zaczęło wyglądać słońce. Zauważyłem nawet niewielką tęczę. Starałem sie ingnorować obecność śpiącego umysłu niedaleko i nawet mi się to udawało.

Penelope?^^ Jakoś wybrnąłem :>