piątek, 2 października 2015

Od Penelope CD Luke'a

Przygryzł wargę, jakby w zamyśleniu. W końcu jednak się uśmiechnął.
- Wcale nie ułatwiasz nam tego pobytu.
Uniosłam pytająco brwi.
- Ja przedstawiam optymistyczny scenariusz, a ty, oczywiście, musisz się wtrącić z tymi swoimi czarnymi rozważaniami.
Zaśmiałam się cicho i wtuliłam twarz w ramię chłopaka.
- Jestem realistką. Bardzo zmęczoną realistką, więc bądź grzeczną poduszką i się zamknij.
Poczułam pod swoim policzkiem, że się śmieje. Otoczył mnie ręką w pasie i wyszeptał, całując mnie w głowę:
- Dobranoc.
Mruknęłam potakująco i zamknęłam oczy. Po chwili Luke zaczął oddychać głębiej i zasnął, a zaraz po nim ja.

Rano byłam jeszcze bardziej głodna i spragniona, niż wieczorem. A obudził mnie mokry dotyk na policzku. Uśmiechnęłam się i mruknęłam.
- Luke. Luke! Ogarnij się. Weźże...
Usłyszałam chrząknięcie i wtedy coś mi przestało pasować. Otworzyłam oczy, w które wpatrywała się para znajomych, gadzich gał.
- Poczwara! - ucieszyłam się i zerwałam, budząc leżącego obok Lucasa.
- Co? Gdzie? Jak?
- Poczwara się znalazła! - zawołałam, szczęśliwa z powodu obecności potworka. Wychudzonego, co prawda, ale toto potrafi o siebie zadbać. I zadba przy okazji o nas.
- Znalazła! - zawołała Poczwara cieniutkim głosikiem.
Zachichotałam. Jest Poczwara, jest nadzieja.
Spojrzałam na Luke'a. Siedział na ziemi i patrzył z uśmiechem na stworzonko, lecz wkrótce przeniósł swój wzrok na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Naprawdę zdjęłaś zasadę czy to była tylko chwila słabości?
Odwzajemniłam uśmiech i pokiwałam głową, a on już wiedział, co to miało oznaczać. Nachylił się do mnie i pocałował.

Luke? Weny mało ;-;

wtorek, 29 września 2015

Od Luke'a CD Penelope

Przez chwilę patrzliśmy na siebie. Miałam ogromną ochotę ją pocałować. Pryzcisnąć usta do jej ciapłych warg i na sekundę zapomnieć o naszej obeznej sytuacji. Już miałem się do niej pochylić, ale wtedy przypomniała mi się nasza zasada o nie całowaniu. Zamiast tego pogłaskałem ją palcem po policzku. Ale Penelope musiała zobaczyć coś w moich oczach, bo roześmiała się i szepnęła:
- No dobra, zrób to. Już i tak raz złamaliśmy tą głupią zasadę - uśmiechnęła się. - Pocałuj mnie. 
Już miałem to zrobić, ale one była szybsza i mocno przycinęła swoje gorące wargi do moich ust. Zakręciło mi się w głowie, świat dookoła zawirował i zamienił się w jedną wielką plamę. Objąłem rękami jej szczupłą talię wsuwając ręcę pod jej koszulkę chcąc poczuć ciepło jej skóry. Ona jedną rekę oparła mi na piersi, a drugą zanurzyła w moich włosach. Nie wiem ile to trwało, może pół minuty, a może pół godziny. Dla mnie to wciąż było za mało. Gdy w końcu odsunęliśmy się od siebie dyszałem jak po długim biegu, a policzki Penelope zaróżowiły się jak maliny po deszczu. Po chwili z przerażeniem odkryłem, że ona płacze. Westchnęła spazmatycznie.
- Przepraszam - szepnęła wtulając się w moje ramię. - Przepraszam... to jest silniejsze ode mnie...
- Penny... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Luke, jesteśmy sami w dżungli. Nie mamy zapasów. Nie mamy nic.
- Przecież po drodze jest mnóstwo drzew owocowych. I strumyczki też się dosyć często zdarzają. Nie umrzemy tutaj, nie pozwolę na to.
- Ale... co jeśli trafimy na miejsce, gdzie nie ma wody i jedzenie. Jeśli nagle trafimy na pustkowie. Nie wiadomo ile jeszcze będziemy iść, a ja już jestem taka zmęczona...
Jej obecny stan tak bardzo różnił się od tego, co wydażyło się zaraz po zawaleniu mostu. Wtedy wpadła w panikę, a teraz przedstawiała racjonalne agrumenty. A ja nie mogłem jej przekonująco pocieszyć, bo sam tak samo jak ona wiedziałem, jak krucha jest nasza szansa na przeżycie. 
- Posłuchaj... wyspa jest duża. Dżungla to tylko nieiwelka jej część. Za dżunglą są też inne tereny, może tam łatwiej nam będzie przeżyć. 
- Nawet jak wyjdzeimy z dżungli to jak trafimy do wioski. Jak sam powiedziałeś dżungla jest duża.
Przygryzłem wargę, Też się nad tym zastanawiałem. Boże, co z nami będzie...
Penelope? Strasznie przepraszam, że tak długo to trwało, brak weny i czasu :/

sobota, 26 września 2015

Akademia Fairywell

http://akademiafairywell.blogspot.com

Historia ich rodziców to już przeszłość. Ich historia dopiero się zaczyna...

Nasi bohaterowie chodzą do niezwykłego liceum. Nie jest to jednak szkoła dla wybitnych prymusów ani wyjętych spod prawa degeneratów. Młodzi są Następcami, a ich rodzice przed paroma laty byli mniej lub bardziej znanymi postaciami... popkultury.
Ten blog nie jest związany z filmem "Następcy" ani "Ever After High" Disneya. Co najwyżej trochę się nimi inspiruje.
Zapraszam was serdecznie na tego bloga :)
Wszyscy widzimy, że nasz podupada i mimo, że dalej chciałabym, byśmy tu pisali, zapraszam powyżej ^^
Wszelkie formularze można wysyłać do mnie, jednak całego bloga stworzyła moja kol, Liv ^^

środa, 23 września 2015

Napad na wioskę: Od Esther CD Chloe

Siedziałam na drzewie, wpatrując się w polanę, na której było mnóstwo obcych mi ludzi. Zeskoczyłam na ziemię i wpadłam na Prim.
- Widziałaś to? - wyszeptała, zlękniona. - To niezrzeszeni - dodała cichutko i pociągnęła mnie w krzaki, gdy któryś z obcych się odwrócił. Na szczęście nas nie zauważył. 
Niezrzeszeni... A to wredne świnie. Spojrzałam jeszcze raz w ich kierunku. Nigdy ich nie widziałam, no może tylko niektórych. Ale i tak zawsze byli samotni, a ty było ich na pewno ponad dwudziestu. 
Odwróciłam się i zobaczyłam pędzącą sprintem w naszą stronę Chloe. Gdy do nas dobiegła, wydyszała:
- Niezrzeszeni coś knują.
- Ciszej! - syknęłam i popchnęłam ją tak, aby siedziała teraz razem z nami, bezpiecznie ukryta w krzakach - Wiesz, po co? 
Chloe tylko pokręciła głową.
- Nie. Są za daleko, aby ich podsłuchać. - oznajmiła, szacując zapewne odległość dzielącą nas od napastników.
Zmrużyłam oczy, patrząc w dal. Primrose siedziała obok cicho, a ja obserwowałam rosnące w jej oczach przerażenie. 
- Ty - szarpnęłam ją za ramię - Pójdź dyskretnie tam - wskazałam na drugą stronę lasu po przeciwnej stronie polany - Zrób wszystko, aby cokolwiek usłyszeć. 
Prim chwilę protestowała, ale w końcu Chloe się do mnie przyłączyła i wspólnie ją przekonałyśmy.
- Ja pójdę tam - pokazałam na punkt znajdujący się bliżej niż droga Primrose, ale w ciut dalszej odległości od niezrzeszonych - Co powiesz na ten plan? Jak każda z nas będzie w innym miejscu, to może skradając się, któraś z nas ich podsłucha?

Chloe?

wtorek, 22 września 2015

Napad na wioskę: Od Chloe

Najpierw jedna sprawa, a mianowicie jeśli ktoś zechce dokończyć to opowiadanie, tak nasza akcja się już zaczęła, proszę napisać: Napad na wioskę: *imię bohatera*. So let's do this!


Dzień jak co dzień. Wstałam, umyłam się. Wyszłam na zebranie łowców. Było słonecznie, ale nie upalnie. Co chwilę powiewał lekki wiaterek. Niebo nie skażone ani jedną chmurą. Można by rzec, pogoda idealna. Uzbrojona w dopasowany do mojej ręki sztylet, ruszyłam na łowy. Po chwili wpadłam w trans. Było idealnie. Poczułam zwierzynę. Kiedy byłam wystarczająco blisko, zaczęłam się skradać. Moją zdobyczą była łania. Okazała, wydaje mi się, ze to jakaś mutacja. Łanie zazwyczaj są zgrabne i drobne. Ta była umięśniona i potężna. Będzie idealną zdobyczą. Nagle coś rozproszyło ciszę panującą dookoła. Ludzkie głosy. Łania uciekła, a ja przeklinając ludzi, którzy byli tak lekkomyślni wspięłam się na drzewo. Ludzi było sporo, co najmniej dwa tuziny. Nie byli z naszej wioski. Niezrzeszeni. Ale oni nie grupują się w plemiona... coś było nie tak. Oni coś knują. Czułam to. Postanowiłam, że gdy tylko odejdą, wrócę do wioski i ostrzegę ludzi. Nie może być za późno.


<Ktoś? Przypominam, że pierwsze opowiadanie się ukaże>

Od Penelope CD Luke'a

Byłam wściekła. I gdyby nie ta wściekłość, padłabym, nieprzytomna ze zmęczenia. Nie mogłam odpuścić, chociaż szliśmy w milczeniu już dobre kilka godzin. Nie mogłam okazać takiej słabości, jaką okazałam nad zerwanym mostem. Cały czas policzkuję się w myślach za tę histerią, w którą wpadłam.
Po drodze wspięłam się na drzewo i zerwałam kilka owoców, które widziałam, że jadła Poczwara. Chole*a, Poczwara. Tak bardzo przydałby mi się teraz ten potwór i jego umiejętność wspinania się na drzewa.
Zrobiło się już ciemno. Znaleźliśmy miejsce w miarę suche wolne od drzew i zapaliliśmy niewielkie ognisko.
-Dzisiaj wszystko w stylu minimalistycznym - spróbował zażartować i położył się obok ogniska. Siadłam przy nim, podciągając kolana pod brodę.
-Hej... - podciągnął się i oparł na prawej ręce, lewą dotykając mojego policzka. Nic nie powiedziałam, tylko wstałam, a on zrobił to samo.
-Możesz coś dla mnie zrobić? - szepnęłam. - Tylko obiecaj, że się zgodzisz.
-No, nie wiem. Najpierw powiedz, o co chodzi.
-Najpierw obiecaj.
W jego oczach widziałam wahanie, ale w końcu powiedział:
-Niech będzie. Zrobię to.
Wzięłam głęboki wdech. Nie zgodzi się. Ale obiecał.
-Uderz mnie.
Jego zaskoczenie było doskonale widoczne. Otwierał i zamykał usta jak ryba.
-Że co? - wydusił w końcu z siebie.
-Uderz mnie - powtórzyłam. - Z pięści. Spoliczkuj. Cokolwiek. Ukarz mnie za to, co zrobiłam.
-A co zrobiłaś? - zdziwił się i chciał dotknąć mojego policzka, ale odetchnęłam jego dłoń. Jeśli mnie nie walnie, nie pozwolę mu się dotykać. To też będzie kara dla mnie.
-Uciekłam ci. Zniszczyłam most. Zaczęłam panikować. Ja nigdy nie panikuję. Po prostu mnie uderz.
Milczał przez chwilę. Potem uniósł rękę. Poczułam strach i jednocześnie ulgę. Zamknęłam oczy, czekając na cios, ale nie doczekałam się. Ręka, która miała zadać mi ból, objęła mnie i przyciągnęła do ciepłej klatki piersiowej.
-Nie - powiedział Luke, opierając podbródek na mojej głowie. - Tego nie zrobię. Nie musisz się karać.
-Muszę - zaoponowałam. - Gdyby nie ja, nie byłoby nas tu.
Westchnął ciężko, jego pierś uniosła się i opadła pod moim policzkiem.
-Wiesz, myślałem, że jesteś mądrzejsza. Nawet, jeśli to jest twoja wina - a nie jest - nigdy bym cię nie uderzył. Powinnaś była o tym wiedzieć.
I ja westchnęłam i objęłam go ramionami. Opadliśmy na ziemię. On się położył i mnie bojął, a ja ułożyłam głowę w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem.
Leżeliśmy przez chwilę w milczeniu, kiedy się odezwałam:
-Kiedyś w Chicago, gang terrorystyczny podłożył bombę w przęsłach mostu. Złamał się, asfalt się zapadł, do środka wpadły setki samochodów. Wielu ludzi zginęło. Byłam w ochotniczej grupie ratowników. Na moich ramionach umarła matka trójki dzieci, które zostały w zgniecionym samochodzie. Zmarły na miejscu, ale ja jej powiedziałam, że są bezpieczne, lekarze przy ambulansach je badają, ale są w dobrym stanie. Odeszła z uśmiechem, przekonana, że jej dzieci są bezpieczne. Byłam smutna i wściekła. Nienawidziłam i nienawidzę nadal ludzi, którzy podłożyli bomby. A mimo to zostawiłam ciało kobiety i pobiegłam pomagać dalej. Dlaczego tutaj straciłam panowanie nad sobą, zalewałam się łzami? Myślałam, że obecność drogiej osoby, powinna dawać siłę.
-Może - przyznał Luke, kreśląc kółka na moim ramieniu. - A może przy drogiej osobie nie boimy się okazywać słabości, bo wiemy, że ona nas nie opuści, bez względu na wady.
Uśmiechnęłam się szczerze. Czy on właśnie powiedział, że mnie nie opuści? I że wierzy, że ja nie opuszczę jego?
Nie skomentowałam, tylko uniosłam wzrok. On także patrzył na mnie.
-Zmiażdżę ci ramię. Rano będzie sine i konieczna będzie amputacja.
-Aż taka ciężka nie jesteś - zaśmiał się i spojrzał mi w oczy. Nie odwróciłam wzroku.

Luke? Jestem genialna :P

poniedziałek, 21 września 2015

Od Lucasa CD Penelope

- Co ja zrobiłam... Boże, co ja zrobiłam! - wyrwała się z moich obleć i podpełzła do przepaści. Skulona tuż na granicy zimi i niebytu z palcami wplacionymi w krótkie rude włosy i łzami spływającymi po policzkach wyglądała żałośnie i bezbronnie.
- Boże, Luke, co ja zrobiłam, jak mogłam być taka nierozważna?! Gdybyś mnie nia zatrzymał byłabym... byłabym już martwa i... och, Boże! - próbowałem ją objąć, ale wyrwała mi się i zaczęła miotać dookoła krzycząc i płacząc jednocześnie. Dobrze przynajmniej, że ja nie spanikowałem.
- Penny, błagam cię, musimy myśleć racjonalnie - wreszcie udało mi się złapać ją za ramiona, ale wciąż nie nawiązaywała ze mną kontaktu wzrokowego. Nie myśląc wiele przyciągnąłem ją do siebie i mocno pocałowałem. Czułem w ustah słony smak jej łez.
- Co... co ty wyprawiasz?! - na początku była zbyt zdezorientowana żeby zareagować, ale teraz odepchnęła mnie od siebie, a na jej mina wyrażała jednocześnie wiele sprzecznych emocji.
- To był chyba jedyny sposób żeby zwrócić na siebie twoją uwagę. Ogarnij się, błagam! Musimy myśleć racjonalnie, nie można wpadać w panikę. Proszę...
Już nie próbowała się wyrywać, ale wciąż trzymałem ją mocno w ramionach i patrzyłem jej prosto w oczy. Chciałem, żeby zrozumiała jak ważne jest zachowanie zimnej krwi. Odetchnęła głęboko i znów była moją Penelope, a nie krzyczącą i rzucającą się bezradną istotą. Przytuliłem ją mocno i pozwoliłem na chwilę ciszy. Cieszyłem się, że nie patrzyła w tej chwili na moją twarz i nie zauważyła samotnej łzy spływającej w tamtej chwili po moim policzku. Wszystko to stało się tak szybko... W końcu odsuneliśmy się nico od siebie.
- Wiesz, co może lepiej by było gdybyś się jednak ubrała w ubranie z szynki - spróbowałem zażartować i uśmiechnałem się dając jej do zrozumienia, że nie czuję do niej żalu.
Spróbowała odwzajemnić uśmiech, ale zamiast tego znów łzy pociekły jej po policzkach, a ramiona zadrżały. Jednak nie panikowała. Zagryzłem wargi z trudem powstrzymując wilgoć w oczach. Boże, w co my się wpakowaliśmy!
- Ale, Luke... ja... prawie się... prawie nas zabiłem. Przez głupotę. Dlaczego życie jest takie kruche? Nawet chwila nieuwagi może człowieka zabić...
- Wiem - otarłem łzę z jej policzka. - Ale nic na to nie poradzimy. Takie jest życie. 
Starałem się uwierzyć w pewność swoich słów, ale czujęm, jak grunt powoli usuwa mi się spod nóg. 
- Posłuchaj - zacząłem. - Będzimy iść wzdłuż przepaści. Ona raczej nie ciągnie się przez całą wyspę, kiedyś gdzieś się powinna kończyć... a może natrafimy na jakiś inny most? Na pewno coś znajdziemy, zobaczysz.
Miałem wrażenie, że przekonuję samego siebie, ale w końcu musieliśmy coś zrobić, nie wolno nam było siedzieć bezczynnie. A to był najlepszy pomysł, jaki mi w tej chwili przychodził do głowy. Penelope niepewnie pokiwała głową, a po chwili spytała:
- A co z jedzeniem i piciem? Nie mamy żadnych zapasów, a nie wiemy ile będziemy iść. A poza tym, jak sam zauważyłeś bieg przez dżunglę bardzo wyczerpuje. Chyba naprawdę by się przydało to ubranie z szynki - uśmiechnęła się krzywo. 
Trafna uwaga. To była największa luka w moim mizernym planie. Śmierć z głodu i pragnienia wydawała mi się jeszcze gorsza niż koniec na dnie przepaści. Przynajmniej upadek z wysokości był szybki i raczej bezbolesny. 
- No wiesz... są tu jakieś zwierzęta - podrapałem się po karku. - I jakieś drzewa z owocami. A jeśli są zwierzęta to jest też woda. Jakoś przeżyjemy, zobaczysz. Musimy przeżyć. Nikt nie mówił, że praca Badacza będzie bezpieczna i przyjemna.
Skinęła głową nie do końca przekonana, ale tylko głupek ślepo wierzyłby w ten plan. Zaczeliśmy bez słowa posuwać się wzdłuż przepaści.
Penelope? Tak, taka wena^^

niedziela, 20 września 2015

Od Penelope CD Luke'a

Wyprzedziłam chłopaka i spojrzałam na niego wyzywająco ponad ramieniem. Widok jego zdezorientowanego wzroku tylko mnie zachęcił. Uśmiechnęłam się diabolicznie i wbiegłam w chaszcze. Za sobą słyszałam szelest świadczący o tym, że Luke biegnie za mną.
Zostawmy Penelope biegnącą poprzez lasy.
Luke. Bardzo podoba mi się to zdrobnienie. Pasuje do niego bardziej niż Lucas, jest mniej oficjalne i odległe. Chociaż chłopak podobałby mi się nawet bez zdrobnienia. Po prostu należał do chłopaków, którzy się podobają płci przeciwnej. I przypuszczam, że tej samej też. Brr. 
Dalej nie do końca mieściło mi się w głowie, że podobam się chłopakowi, który mnie zna niecałe dwa dni. Znaczy, być może, gdyby ktoś znał mnie trochę dłużej, może niektóre z moich zalet przyćmiłyby braki w wyglądzie i by mnie wtedy zechciał. A ten się do mnie przylepił po jednym dniu. Auć, to "przylepił" zabrzmiało, jakby mi to przeszkadzało. Dla rozwiania wątpliwości dodam zatem, że ja przykleiłam się do niego równie mocno.
Nagle zahamowałam, gdy przede mną jakby znikąd pojawił się most nad doliną

http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/196062_dzungla_most.jpg

Luke wpadł na moje plecy, zdyszany, ale miał dość sił żeby mnie złapać, zanim wywinęłam kozła za barierkę.
Wzięłam oddech i odepchnęłam go od siebie delikatnie. 
-Wygląda niebezpiecznie - wydyszał i oparł sobie ręce na kolanach. Byłam znacznie mniej zmęczona, może dlatego, że miałam mniej do noszenia. No, i na pewno bycie płaską jak deska ułatwiało bieg. 
-A co, strach obleciał? - rzuciłam mu zuchwałe spojrzenie. 
-Nie. A ciebie? Może mam cię potrzymać za rączkę?
-Pieprz się! - zaśmiałam się, przesunęłam językiem po górnej wardze i, nie czekając, pobiegłam mostem na drugą stronę. Za sobą słyszałam kroki chłopaka, wołającego moje imię.
-Penelope! Chole*a, Penny, zatrzymaj się. 
Zrobiłam to, ale dopiero po drugiej stronie. Pobiegłam jeszcze kilka kroków, zwolniłam i odwróciłam się, spodziewając uśmiechu na twarzy chłopaka. Znalazłam jednak jedynie złość i ulgę.
-Czy ty myślisz!? - wydusił z siebie.
-Wiesz, czasami też mam wątpliwości co do tego - mruknęłam. Nagle uświadomiłam sobie, jak głupie było to, co zrobiłam. A co, jeśli most byłby osłabiony i załamałby się pod moimi nogami? Zabiłabym nas oboje.
Opadłam na ziemię, nagle okropnie zmęczona. Gardło paliło mnie przy każdym oddechu, w płucach czułam kłucie, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. 
Schowałam twarz w dłoniach.
-Jezu, to było takie głupie. Prawie cię zabiłam.
-Co? - zdziwił się i przyklęknął obok. 
-A gdyby most był rozwalony? Oboje byśmy spadli. Ja sobie zasłużyłam, ale ty...
Powietrze uszło mi z płuc. Poczułam łzy cisnące się do oczu i zasłoniłam usta dłonią, wbijając sobie palce drugiej ręki w żebra. 
-Przepraszam - wykrztusiłam. - Nie zdziwię się, jeśli teraz odejdziesz. Bycie z taką wariatką jak ja jest równoznaczne z samobójstwem.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie zgodził się ze mną i nie odszedł z powrotem do wioski, tylko usiadł obok mnie, oparł się o drzewo i przygarnął mnie do siebie ramieniem. 
-Naprawdę jestem niebezpieczna. Robię i mówię durnoty bez zastanowienia. Kiedyś spróbuję się zaprzyjaźnić z jaguarem w ubraniu z szynki.
Zaśmiał się cicho i przytulił mnie mocniej.
-Wątpię. I, choć w ubraniu z szynki wyglądałabyś niewątpliwie seksownie, aż tak szalona nie jesteś. 
-A chcesz się założyć?
-Może. Ale Odrzućmy tę część z jaguarem. Poprzestańmy na ubraniu z szynki.
-Ależ się uczepił tego ubrania z szynki. Dopiero jadłeś.
-Wiesz, szaleńczy bieg przez dżunglę nieźle spala kalorie.
Zarumieniłam się.
-A propos, dlaczego uciekałaś?
-Żebyś mnie nie złapał - wyjaśniłam prosto.
-No, to ci nie wyszło. Złapałem cię i co teraz? Mogę zrobić z tobą co chcę? - w jego oczach zobaczyłam dziwny błysk.
-Może kiedyś - odpowiedziałam wymijająco, pocałowałam przelotnie jego policzek i wstałam. - Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie na dziś dość atrakcji w dżungli.
-Ale dopiero przyszliśmy - zdezorientowany Luke także wstał.
-Chcę po prostu stracić ten most z oczu.
Ruszyłam w stronę feralnej kładki i już miałam na nią wejść, kiedy chłopak objął mnie od tyłu w pasie i odciągnął od pękającego wpół i spadającego w dolinę mostu.
Patrzyłam szeroko otwartymi oczyma, jak jedyna droga łącząca nas z wioską spada i łamie drzewa na dole. Byłam ledwo świadoma ramion Luke'a dookoła mnie, jego przekleństw płynących strumieniami. Bez słowa, powoli, wyplątałam się z jego objęć i podpełzłam na czworaka do skraju przepaści.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na stojącego nade mną chłopaka.
-Co ja zrobiłam? - wyszeptałam. Poczułam płynące po moich policzkach łzy. - W co ja cię wplątałam?

Luke? Taka wena ^^

Od Lucasa CD Penelope

Spojrzałem krytycznie na Poczwarę.
- Hm... No cóż, skoro on tak uważa to może faktycznie.
- Czyżbyś oprócz lakieru do paznokci używał jeszcze jakiś ciekawych perfum?
Parsknąłem i niepewnie wyciągnąłem rękę w kierunku stworzonka chcąc je pogłaskać. Przechyliło lekko łabek i dało się dotknąć.
- Chyba cię lubi - stwierdziła wspaniałomyślnie Penny. 
- Ja jego chyba też... - ponownie pogłaskałałem Poczwarę zaciekawiony stworzonkiem. Co jeszcze chodzi po tym świeci w tych bardzo dziwnych czasach? 
Dokończyłem posiłek, Penelope też, a Poczwara gdzieś wyparowała. Zapewne poleciała po trochę owoców, tak przynajmniej twierdziła Penelope. 
- To co dziś robimy? - spytała dziewczyna podnosząc się z ziemi. 
Ja również wstałem i odpowiedziałem:
- A może by tak spacer?
- Spacer? - uśmiechnęła się. - Brzmi ciekawie?
- W końcu jesteśmy Badaczami, nie? - odwzajemniłe, uśmiech.
Wziąłem ja za rękę zdziwiony tym, że zrobiłem to zupełnie odruchowo. Nie protestowała, więc postanowiłem nie puszczać jej dłoni.
- OK, to gdzie idziemy? 
- Hmm... Może przed siebie?
- Nie żartuj, w którą stronę byś chciał.
Zamyśliłem się przez chwilę.
- Najmniej znam las, tam w sumie jeszcze nigdy nie byłem. Możemy tam się udać, a potem zobaczymy, co znajduje się dalej. Może nawet je wrócimy do szałasu na noc tylko będziemy spać pod gołym niebem. I przeżyjemy prawdziwą przygodę, co ty na to? - szepnąłem jej do ucha, czułem jej ciepły oddech na swojej szyi. 
- Brzmi ciekawie - odpowiedziała i przysunęła się jeszcze trochę bliżej mnie. Miałem ochotę jeszcze bardziej się przysunąć, chciałem zupełnie zmniejszyć dzielący nas dystans, chciałem żeby nic nie stało pomiędzy nami... Ale postanowiłem nie przesadzać, w końcu znaliśmy się dopiero drugi dzień. Staliśmy chwilę w milczeniu aż w końcu spytałem:
- To ruszamy?
- Tak jasne tylko... Luke?
Podobało mi się jak wymawiała słowo "Luke". Mógłbym cały dzień patrzeć, jak jej usta układają się na kształt mojego imienia.
- Słucham?
- Moźe byś po powrocie wreszcie wykombinował sobie własny szałas.
Zrobiłem zmartwioną minę.
- Już masz mnie dość?
Trzepnęła mnie w ramię.
- Co za dużo to nie zdrowo! Ale tym zajmiemy się po powrocie, teraz ruszajmy!
Nie protestowałem.
Penelope? Ach ta wena, wciąż mnie zaskakuje^^

Od Penelope CD Luke'a

-Więc do kuchni - parsknęłam.
-Aż tak dziewczęco wyglądam? - uniósł brwi.
W gruncie rzeczy to absolutnie nie wyglądał dziewczęco, no ale przecież w wygłupach wszystko jest możliwe.
-Absolutnie - poważnie skinęłam głową. - Masz nową fryzurę? Pasowałby do niej zielony lakier do paznokci. Chyba nawet jakiś mam, pożyczyć?
-Dzięki, kochanie, nie kłopocz się. Mam własny.
Uśmiechnęłam się do niego i chciałam odpowiedzieć, kiedy mój brzuch zaryczał jak głodzony lew.
-Lepiej chodźmy znaleźć coś do jedzenia, zanim ta bestia się wydostanie i zeżre całą populację wyspy.
Lucas wstał z ziemi i minął mnie w wyjściu, pociągając za kosmyk moich włosów. Zacisnęłam usta, starając się powstrzymać uśmiech i trzepnęłam go w ramię.
Kiedy wyszliśmy, starałam się ignorować spojrzenia, które nam rzucano. Chłopak i dziewczyna w jednym szałasie przez noc, łuuu! Są naprawdę staroświeccy jak na XXXI wiek. 
Skierowaliśmy się w stronę magazynu i poprosiliśmy po jedzenie. Odebraliśmy porcje przysługujące na poranek i usiedliśmy pod ścianą mojego szałasu.
-Mam pytanie - zaczął chłopak.
-Mam się bać? - zażartowałam.
-Raczej nie - zaśmiał się krótko. - Jak długo będzie obowiązywać zasada niecałowania?
Lucas jest kochany, ale teraz zepsuł wszystko! I jak ja mam mu powiedzieć, że najchętniej w ogóle bym go nie wprowadzała, ale rozsądek mi kazał. A może w ogóle nie mówić? Tak, będzie najlepiej.
-Po pierwsze - nie wiadomo, czy kiedykolwiek będziemy chcieli go zdejmować, bo nagle może się okazać, że po bliższym poznaniu wolimy się przyjaźnić. Po drugie - serio, nie wiem.
Pokiwał głową i w zadumie wgryzł się w bułkę. 
-Teraz ja zadam ci pytanie. Ale masz odpowiedzieć szczerze.
-Eee... Okej? 
Wyglądał na zaniepokojonego.
-Czy mogę mówić do ciebie Luke? - zapytałam poważnie, na co się wyszczerzył.
-Może być nawet Stefan, jeśli chcesz.
-Dzięki, ale Luke podoba mi się bardziej.
Włożyłam sobie do ust kawałek zasuszonego mięsa jakiegoś stworzenia i zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Poczwara. Nie widziałam jej od kilku dni, bałam się, że coś jej się stało. Może...
-Hej, a... AAA! PENNY, POMÓŻ!
Gwałtownie odwróciłam głowę i spojrzałam na Luke'a, gotowa odpierać ewentualnego napastnika. Kiedy jednak zobaczyłam powód wrzasku, uspokoiłam się.
-No patrzcie, znalazło się - zaśmiałam się i zdjęłam Poczwarę z chłopaka. - Szukam jej już jakiś czas.
-Co... to jest?
-To? - wskazałam na Poczwarę, jakby mogło mu chodzić o coś innego. - To głosgur, jak go nazywa Esther, ja chyba jednak wolę określenie koalogekonogura czy jakoś podobnie. Niebywałe, jak można ze sobą połączyć nazwy tych trzech zwierząt.
Poczwara, jakby zadowolona z moich słów, zrobiła sympatyczny i łagodny wyraz pyszczka.
-Może, ale czemu mnie zaatakowało? Chce jeść?
-Jeść? Och, nie Poczwara woli owoce prosto z drzew. Chciała cię obwąchać. I chyba zadowolił ją wynik. Musisz ładnie pachnieć.

Luke? default smiley xd

sobota, 19 września 2015

Od Liesel CD Alexa

- Em... Ja... - opuściłam wzrok - W sumie to nie jestem ciekawa. Tylko ta inteligencja i ewentualnie szybka reakcja. To tyle. Jestem totalnie niewartą uwagi osobą, naprawdę nic we mnie fascynującego, nie wiem po co trafiłam na tą felerną wyspę - wzruszyłam ramionami.
Odwróciłam głowę i wgapiłam się w fale.
- Znasz tu kogoś? - zapytał Alex, patrząc na mnie uważnie.
Namyśliłam się.
- Znam prawie wszystkich. Z prawie każdym już tutaj gadałam. Mnóstwo razy siedziałam w jakiś grupkach albo byłam na ogniskach. A więc znajomych mi tu nie brakuje. - uśmiechnęłam się delikatnie, zwracając oczy ku chłopakowi. - A jeśli chodzi ci o to, czy znałam tu kogoś przedtem... To tak, była to Isabelle. No i chodziłam z Prim do szkoły, ale nie miałam okazji z nią pogadać. Przyjechała tu całkiem niedawno... - dodałam. 
Siedzieliśmy dalej obok siebie w milczeniu. Od czasu do czasu dyskretnie spoglądałam kątem oka na Alexa. Na szczęście nie przyłapał mnie ani razu. 
Nagle wstałam i zdjęłam buty. Położyłam je na kamieniu i zamoczyłam stopy w wodzie. Była przyjemnie chłodna, a orzeźwienie przeszło po całym moim ciele. Jak na taki upalny dzień, było to po prostu niebo.
- Chodź! - zwróciłam się w stronę Alexa, który nadal siedział tam, gdzie przedtem - Wytrzymujesz jeszcze w tym słońcu?
W ubraniach zanurzyłam się w wodzie. Wzięłam nura na parę ładnych sekund, po czym wynurzyłam się, łapiąc głęboki oddech. Moje mokre włosy spadały całymi kaskadami po równie mokrych plecach.
- I co się wahasz? - wykrzyknęłam wesoło - Chodźże!

Alex? Sorka, że krótkie xd

Od Alexa CD Liesel

- I jeszcze się pytasz? - odpowiedziałem pełen optymizmu.
Dziś miałem wyjątkowo dobry humor, więc postanowiłem się zgodzić. Dziewczyna wydawała się całkiem przyjazna. Poza tym dostałem nocną zmianę, a do wieczora było jeszcze daleko. Spojrzałem na jej uśmiechniętą twarz. Emitowała pozytywną energią. Nie dało się jej nie polubić.
- Idziemy się przejść po plaży? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Jasne! - odparła entuzjastycznie. - Prowadź - dodała szybko.
Odwróciłem się w przeciwną stronę i ruszyłem przed siebie. Blondynka dogoniła mnie dopiero po chwili.
- Wybacz, strasznie szybko idziesz - mruknęła w zadyszce.
- To ja przepraszam - powiedziałem, zwalniając kroku i wyrównując tempo z dziewczyną.
- Opowiesz coś o sobie? - rzuciła przelotnie, patrząc na lekko unoszące się fale.
- Nie lubię rozmawiać o sobie - przyznałem. - Zależy, co chcesz wiedzieć.
- Ile ty masz centymetrów wzrostu? - wypaliła, przenosząc na mnie wzrok i lustrując moją sylwetkę od dołu do góry. - 185? 190? - dopytywała się.
- Bystra jesteś - stwierdziłem bez skrupułów. - Dokładnie to 188 - uśmiechnąłem się nonszalancko.
- Cóż, to jedna z moich zdolności - szepnęła, znów ulegając niesamowitemu urokowi morza. - Czym się zajmujesz na wyspie? - spytała, nie spuszczając wzroku z błękitnej wody.
- Jestem badaczem - wzruszyłem ramionami na znak, że raczej wiedziała to już masa osób. - A ty?
- Uzdowicielka - odpowiedziała bez namysłu. - Jakie są twoje umiejętności? - zapytała.
- Różne - odparłem. - Najlepiej wychodzi mi porozumiewanie się ze zwierzętami.
- Interesujące - uśmiechnęła się.
- A jakie są twoje?
Przytrzymałem jej podbródek i odwróciłem w swoją stronę. Patrzyłem prosto w jej zdziwione, a może nawet zakłopotane oczy.

~♣~

Liesel? :*

Od Lucasa CD Penelope

- Muszę przyznać, że jestem najlepszym fryzjerem w tych okolicach. Bo wiesz - ściszyłem głos udając, że powierzam jej wielką tajemnicę. - Oprócz kontroli cudzego umysłu przez sen mam również inną moc o której rzadko wspominam. Mianowicie jestem... perfekcyjnym fryzjerem! Mój odtyk potrafi uformować idealną fryzurę!
Przez chwilę starałem się zachować powagę, ale moje wysiłki okazały się być daremne, bo już po chwili tarzaliśmy się ze śmiechu.
- Cóż... - Penelope wzięła głębok wdech uspokajając chichot. - W takim razie nie miałam pojęcia, że mam do czynienia z mistrzem. Jak mogę ci się odwdzięczyć cudowny fryzuro-manie?
- Fryzuro-man? - uniosłem jedną brew.
- Owszem. Super bohater układający potargane włosy w przeciągu kilku sekund. To człowiek leganda i jak się okazuje ty nim jesteś.
Wziołęm głęboki wdech chcąc zmazać uśmiech z twarzy albo chociaż trochę go zmniejszyć. Niezbyt cieszyła mnie myśl, że właśnie szczerzę się jak głupi z najidiotyczniejszego kawału jaki w życiu słyszałem.
- To było... dziwne. Mam wrażenie, że nasze żarty stają się coraz bardziej denne.
- Masz rację - rozpromieniła się. - Ale pamiętaj, że to ty zacząłeś.
Wciąż nie mogłem pohamować uśmiehu. Co z tego, że nasze dowcipy były na poziomie przedszkola - byłem tutaj z NIĄ i tylko to się teraz liczyło. Nie ważne jaki temat - ważne, że ONA była blisko i najwyraźniej miała taką samą głupawkę, co ja.
Nagle Penelope poderwała się z miejsca i ciskając we mnie poduszką zawołała:
- Trzeba by zorganizować jakiś śniadanie. Umieram z głodu.
Złapałem poduszkę tuż przed swoją twarzą i odrzuciłem w jej kierunku.
- To zarganizuj - rozparłem się jak król na podłodze zakładając nogę na nogę.
- A ty co? - uniosła jedną brew.
- Now iesz - uśmiechnąłem się szelmowsko. - W końcu to kobiety są od gotowania.
Za ten tekst oberwałem solidnie poduszką w tył głowy, ale uśmiech i tak nie sszedł mi z ust.
Penelope?^^ Pewnie, że może być Luke, może być nawet Stefan, jak tak sobie chcesz xd

Od Primrose

Spojrzałam na mój pokój. Był pusty. Nie było w nim żadnych mebli ani żadnych drobiazgów, które wcześniej miały zwyczaj walać się normalnie wszędzie. Co prawda na środku stała mała walizeczka z ubraniami, ale wszystko inne zniknęło bez śladu. Innymi słowy: nieskazitelny, biały pokój z białymi ścianami, sufitem i podłogą. Trochę jak opuszczony psychiatryk przedstawiany w tych wszystkich horrorach, tylko tutaj brakowało zniszczonych łóżek i powybijanych okien.
- Mamo - wyszeptałam bezsilnym głosem - Dlaczego na to pozwalasz? Moja moc nikomu nie zrobi krzywdy...
Moja rodzicielka opuściła wzrok i wtuliła twarz w moją szyję. Nie odpowiedziała nic. Musiałam być zesłana na jakąś durną wyspę, nawet jeśli wcale nie używałam mojej mocy! To jest okropne, od razu tak rozdzielać całe duże rodziny. Świat schodzi na psy.
Płynęłam statkiem, i to dość długo. Oprócz mnie nie było wielu "odmieńców". Raz trafiła się burza, ale ją uspokoiłam. Nakazałam falom być posłusznymi, toteż od tamtej pory statek rytmicznie kołysał się w jedną i drugą stronę, a cała reszta podróży przeszła bez szwanku.
Wysiadłam w porcie. Wyspa nie była ogromna, ale też niezbyt mała. Gdzieś w lesie na drzewie zobaczyłam małą dziewczynkę ze szczurkiem, przy którymś z szałasów stała ładna dziewczyna o włosach koloru blond rozmawiająca z grupką ludzi. Nie spodziewałam się jednak, że ktoś zagada DO MNIE.
- Cześć, dopiero co tu przyjechałaś? - zaczepił mnie ktoś, chwytając za ramię.
- Em... Tak. - odwróciłam się momentalnie - A ty mieszkasz tu od dawna? Tak w ogóle, to jestem Primrose. Albo Prim, jak wolisz - wysiliłam się na jakąś dłuższą wypowiedź. Przydałoby się kilku znajomych w tak obcym mi miejscu.

Ktoś chce popisać? :3

Primrose Coleman

Willow Shields 
Primrose Coleman - 14 lat

Od Penelope CD Lucasa

Byłam tak zaskoczona, że przez chwilę w ogóle nic nie robiłam, poza wytrzeszczaniem oczu. Potem jednak przymknęłam powieki, objęłam szyję chłopaka i przysunęłam się bliżej. Zachęcony, objął mnie w talii i popchnął mnie delikatnie tak, że leżał nade mną, podparty dłońmi po obu stronach mojej głowy. 
Po chwili jednak odezwał się rozsądek i zepsuł całą zabawę.
Chłopak, którego znam jeden dzień.
Mówi mi, że mu się podobam.
Całuje mnie.
A ja nie mam nic przeciwko? 
Tytanicznym wysiłkiem woli położyłam mu dłoń na piersi i odepchnęłam. 
-Coś się stało? - zapytał, zaniepokojony i spojrzał na mnie tak, że musiałam wziąć kolejny oddech, bo powietrze uciekło mi z piersi.
-Nie sądzisz, że to trochę dziwne? - wydusiłam z siebie. - Właściwie dzisiaj się poznaliśmy. Ja także cię bardzo lubię, ale...
-Rozumiem - przerwał, a w jego głosie, ku mojej niejakiej uldze, nie słyszałam zranienia tylko zawstydzenie, które sama czułam.
Stoczył się ze mnie i położył obok.
-Wprowadzamy zasadę niecałowania dopóki się nie poznamy lepiej? - zaproponował, patrząc na mnie. 
Potwierdź, potwierdź, potwierdź...
-Tak, to dobry pomysł - skinęłam głową, choć całą sobą chciałam wrzasnąć "Pieprzyć zasady!" i ponownie pocałować Lucasa. 
-Dobrze.
Chciał się odsunąć, ale złapałam go za nadgarstek. Posłał mi pytające a zarazem pełne nadziei spojrzenie.
-Łatwiej jest poznawać się lepiej kiedy się nie izoluje od siebie - wyjaśniłam, a on się rozluźnił.
-Masz rację. 
Nie powiedział, żebym puściła jego nadgarstek, więc tego nie zrobiłam. Zasnęłam, patrząc w oczy chłopaka.
~~*~~
Kiedy się obudziłam, Lucasa już nie było i przez chwilę nawet myślałam, że poprzedni dzień mi się przyśnił. Że ten chłopak nigdy nie istniał, bo, błagam, trzeba być dziwnym, żeby zakochać się WE MNIE! Albo, gorzej, zobaczyłam go gdzieś kiedyś w wiosce i wymyśliłam sobie własny scenariusz, podejdę dziś do niego i zacznę gadać durnoty o niecałowaniu. 
Westchnęłam.
-Czyli tak. Zgłupiałam.
Albo i nie! Do szałasu zajrzał tenże chłopak, o którym myślałam, że śniłam, ale jednak nie, bo to była prawda!
Usiadłam.
-Też myślałaś, że wczoraj się nie wydarzyło? - zdziwił się.
-No - westchnęłam. - Wydawało się to zbyt piękne.
Bardzo satysfakcjonujący był widok jego rumieńca.
-Ja kiedy się obudziłem, byłem przekonany, że mi się przyśniłaś, a ja przez sen całowałem się z podłogą szałasu. Ale potem sobie przypomniałem, że przecież nie mam szałasu, a dziewczyna ze snu dotyka mojego nadgarstka. 
Zaśmiałam się. Nie mogłam się powstrzymać, skuliłam się ze śmiechu. Z oczu popłynęły mi łzy.
-Ej... - chłopak wytrzeszczył oczy i ukucnął obok, patrząc na mnie zdezorientowany. - To są łzy smutku czy radości.
-Nie... Po prostu... Nigdy bym nie pomyślała, że ktokolwiek kiedykolwiek nazwie mnie "dziewczyną ze snu".
-Chyba, że z koszmaru - zauważył, na co trzepnęłam go w ramię. - Ej! Teraz naprawdę wyglądasz jak postać z horroru. Jakbyś miała czerwone rogi dookoła głowy.
-Śmiej się, panie umysłów. To ty mnie wczoraj czochrałeś.
Ponownie się roześmiałam, na widok jego skonfundowanej i zawstydzonej miny. 
-A ty nie miałaś nic przeciwko takiemu fryzjerowi - wypomniał, także się śmiejąc.

Lucas? Mogę mówić Luke? default smiley xd

Od Alice

Byłam w moim ulubionym miejscu- w lesie. Ale... Nic tam nie było ciekawego. Zaczęłam więc iść przed siebie.
Jednak zatrzymałam się, przy wysokim drzewie. Usiadłam pod nim, bawiąc się kwiatami.
- Um.. Hej.- powiedział ktoś stojący przede mną.
Wolno uniosłam głowę.
- Ta. Hej.- mruknęłam.- kim jesteś?
- Mogę ci zadać to samo pytanie..
- Ale byłam pierwsza.- Uśmiechnęłam się lekko i wstałam, wpatrując się w osobę.
- Alice- Westchnęłam, podając tej osobie rękę.
W sumie...Warto byłoby kogoś poznać.

Ktoś?

Od Lucasa CD Esther

- Ja umiem... yyy - postanowiłem nie owijać w bawełnę. - Umie sterować mniej inteligentnym ludźmi przez sen. Ale sądząc po twojej mocy nie byłbym w stanie zrobić tego z tobą.
- Cool - pokiwała głową ze zrozumieniem. - Jak to jest?
- Ech... w sumie trudno to opisać. Po prostu... mogę wejść do cudzego umysłu i zawładnąć nim. Tak jakbym był we własnym ciele.
- A co się dzieje z twoim ciałem, gdy twój umysł jest w kogoś innego? - dopytywała.
Zmarszyczyłem brwi. Jeszcze nigdy nikt mi nie zadał tego pytania. A było zaskakująco trafne.
- No... tak jakbym spał. Po prostu... leży tam, gdzie je zostawiłem. A potem wracam do niego i z powrotem mogę steruję tylko sobą.
Nie pytała już o nic. Chwilę milczeliśmy. Przyjżałem jej się dokładnie. Na oko mogła mieć około 11-12 lat, ale wydawała się być dojrzalsza niż inne dzieci w jej wieku. Była dosyć wysoka jak na ten wiek i szczupła. Miała brązowe włosy i oczy oraz trochę piegów.
- Dobrze znasz Penelope? - spytała.
- Ja... yyy... przyjaźnimy się. A co? - czułem, że się rumienię. Wrr, nie cierpię tego!
Esther posłała mi znaczący uśmiech przez, co zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
- Taak, właśnie widzę. Wyglądasz jak truskawka. Chyba naprawdę ją lubisz.
Kurcze. Nigdy nie myślałem, że będę gadać o czymś takim z jedenastolatką.
Chciałem szybko zmienić temat.
- A... no... gdzie tak biegłaś? Widać było, że bardzo ci się śpieszy aż wpadłaś na mnie z impetem.
Uśmiechnęła się dziwnie.
- Hm... no cóż powiedzmy, że gdybym nie biegła teraz prawdopodobnie byłabym zakrwawionym skrawkiem ciała, ktróre wije się w przedśmiertnych drgawkach.
Wytrzeszczyłem oczy.
- CO?!

Od Lucasa CD Penelope

Zamurowało mnie. Tego pytanie się nie spodziewałem. Penelope nagle poderwała się z miejsca jakby to pytanie zdziwoło ją tak samo, jak mnie. Potem z powrotem się położyła i czułem, że czeka w napięciu na odpowiedzieć. Widziałem w ciemności jej błuszczące oczy wpatrzone we mnie i zarys sylwetki na tle mroku. Zagryzłem kącik ust. Dobrze, że było ciemno i nie mogła zobaczyć dokładnie mojej twarzy, bo była teraz za pewne calutka czerwona.
- Ja... eee... - wydukałem. - Może.
Poczułem kolejną falę gorąca na policzku. Powiedzieć jej?
- Kto to jest? - wykrztusiła ze skrywaną ciekawością. Wyczułem coś dziwnego w jej głosie, ale nie mogłem tego rozgryźć.
- Nawet jeszcze nie powiedziałem, że jest ktoś taki.
Wyczułem, że się uśmiecha.
- No powiedz.
- Ja... No...
- Oj nie bądź taki.
Chyba zaraz umrę ze wstydu.
- No wiesz... nie poznałem tu dużo osób... właściwie to bliżej znam tylko ciebie i...
- No powiedz wreszcie! Mam zgadywać.
Teraz to ja się uśmiechnąłem.
- Głuptasie, przecież mówię, że tak naprawdę poznałem tylko ciebie, więc jak myślisz kogo mam na myśli.
Pochyliłem się do niej i w ciemności delikatnie moje usta odnalazły jej. Miałem gdzieś, co o mnie pomyśli i jak zareaguje na to, co właśnie robiłem. Najzwyczajniej w świecia, jakbym robił to na co dzień przycisnąłem swojej wargi i do jej i nagle cały świat przestał istnieć.
Penelope? Robi się ciekawie xd

czwartek, 17 września 2015

Od Esther CD Lucasa

Spojrzałam z uwagą na stos jedzenia zgormadzony przez któregoś z niezrzeszonych. Było tam tego tyle, że prędzej by się zepsuło zanim zjadłby to wszystko. Wyłoniłam się zza krzaków.
Spojrzałam w prawo.
Potem w lewo. 
Pusto.
Gdzieś tu powinny być pułapki. Pierwsza - szesnaście metrów i piętnaście stopni na lewo ode mnie. Druga dwa metry na wschód od poprzedniej. Udało mi się wszystko rozpracować, więc byłam bezpieczna. Poszłam na tyły stosu. Tam były najświeższe owoce i mięso. Nie czekając ani chwili poczęłam pakować do torby jak najwięcej, po czym czmychnęłam przed siebie. Niestety niezbyt szybko, bo zauważyłam goniącą mnie z krzykiem osobę. Strzała z łuku poleciała w stronę mojej głowy, jednak dzięki mojej przyspieszonej reakcji zręcznie ją wyminęłam. Aby pozbyć się napastnika, rzuciłam w jego stronę nożem, który trafił w udo. 
Straciłam cenne narzędzie, ale uratowałam sobie skórę. 
Sprintem wbiegłam do pobliskiego lasu. Pędziłam przed siebie nie patrząc do przodu, gdyż chciałam się upewnić, czy kulawy teraz wróg nadal nie próbuje mnie gonić. Z impetem wpadłam na jakiegoś chłopaka. Uderzyłam w jego tors, przewracając się na miękką trawę. Jednocześnie zaryłam głową o wystający korzeń. Chłopak z wyrazem zakłopotania pomógł mi wstać. 
- Cześć - przywitałam się - Jestem Esther. Chyba najmłodsza mieszkanka Memorii - dodałam po wahaniu. 
- Lucas... Miło mi - podał mi rękę.
- Lucas... - powtórzyłam - Ach, znasz Penelope. 
- Skąd wiesz? - zapytał lekko zdezorientowany - I skąd ją znasz?
- A tak jakoś. Jest bardzo fajna. No i ma fajnego zwierzaka - uśmiechnęłam się pogodnie - Um... I przepraszam, że na ciebie wpadłam - dodałam po chwili, masując głowę. Gdyby nie mój refleks, tkwiłaby w niej teraz strzała, a ja sama leżałabym na środku polanki, konając w agonii. W sumie to by była szybka śmierć. Nieważne.
- Nie szkodzi - odpowiedział dość szybko.
Polubiłam go. Może dlatego, że znał Penelope? A może dlatego, że po prostu jest całkiem miły?
- Jaką masz moc? - zapytałam znienacka - U mnie stwierdzili nadludzką inteligencję i szybką reakcję, błyskotliwość i takie tam. A u ciebie? - uśmiechnęłam się delikatnie. 
Mam nadzieję, że nie będzie mnie traktował jak zwykłe jedenastoletnie dziecko.

Lucas? :3

Od Penelope CD Lucasa

-Gdzie stoi twój szałas? - zaciekawiłam się. Proszę, blisko mojego, blisko mojego...
-Eee... - rozmasował ręką kark i spojrzał na mnie ostrożnie. - Tak się składa, że nie mam.
Och, święta makrelo, czy to była prowokacja!? Powiedział to specjalnie, zgadza się!? Spędziliśmy razem cały dzień, i chyba zdążył się zorientować, że często gadam głupoty bez zastanowienia. A najlepsze, że te moje głupoty są w pełni szczere.
-Możesz spać w moim - wypaliłam. Spojrzał na mnie oszołomiony, czerwony i zawstydzony. I czemu musiał wyglądać tak słodko, z mokrymi włosami, czerwonym licem i tą klatą, to wcale nie pomagało wycofać się z propozycji!
-Albo nie - dodałam prędko. - Jeśli nie chcesz... - to też MUSIAŁAM powiedzieć, prawda?
OK, po prostu zamilkłam. Wbiłam wzrok w swoje stopy i nagle w pełni uświadomiłam sobie fakt, że byłam zasadniczo półnaga. W duchu błogosławiłam opaleniznę, bo gdybym była bledsza, moja skóra miałaby barwę pomidora. 
-Dzięki - wbił we mnie wzrok. - Jeśli ci to nie sprawi problemu.
-TAK! Sprawi ogromny problem, nie chcę spać z tobą w jednym szałasie! - wykrzyczałam. OK, kłamałam, tak serio to wydukałam:
-E... no, jasne, pewnie. Całą przyjemność po mojej... Nic nie mówiłam.
Parsknął śmiechem, ale zaraz się zreflektował.
-O, sorry, to nie było zbyt grzeczne. Pójdę się przebrać.
-Ta. Dobry pomysł. Ja też.
Poszłam w prawo, a on w lewo, czyli w moje prawo.
-O, przepraszam - powiedzieliśmy równocześnie, zaśmialiśmy się nerwowo i skierowaliśmy się w drugą stronę. - Znowu przepraszam.
-No tak - mruknęłam, pokazałam na lewo i tam się skierowałam.
~~*~~

Kiedy dotarliśmy do wioski, robiło się już ciemno, w centrum płonęło ognisko, dookoła którego siedzieli mieszkańcy.
-Chce ci się? - zapytał mnie Lucas. Ziewnęłam w odpowiedzi. Uśmiechnął się krzywo i skierował do mojego szałasu (do przemyślenia na później: Jakim CUDEM pamiętał, gdzie on się znajduje? Był w nim tylko raz, wtedy padało i mieliśmy głupawkę. Czy ja czegoś nie wiem?).
Weszłam do szałasu i skuliłam się od razu pod ścianą, a Lucas ułożył się równolegle.
W półmroku błysnął jego uśmiech.
-Niezręcznie, co? - zapytał.
-No, trochę - zgodziłam się i zaśmiałam szczerze. Nawet w ciemności czułam na sobie takie samo spojrzenie, które towarzyszyło mi przez cały pobyt nad jeziorem. Lustrujące. Krytyczne. Krępujące.
Ja tu narzekam, tak, jakbym ja nie robiła tego samego! No ale nie oczekujcie ode mnie, że jak obok mnie pływa facet bez koszulki nie będę się gapić, takiej silnej woli to ja nie mam!
R. I. P. Penelope Mia Dancer, zmarła tragicznie w wieku siedemnastu lat. Powód zgonu: umarła ze wstydu, po wypowiedzeniu słów:
"MASZ KOGOŚ NA OKU?"
Otworzyłam szeroko oczy. Nie wierzę, że to powiedziałam. Nazwie mnie wariatką, poderwie się, ucieknie, opowie o mojej hańbie wszystkim mieszkańcom, a ja się uto... powieszę. 


Lucas? Jak ty możesz, to ja też! Boom!

środa, 16 września 2015

Od Lucasa CD Penelope

- Czy zdajesz sobie sprawę głuptasie z tego, że właśnie starałeś się podtopić rybę?
Penelope usiadła podpierając się rękami. Starałem się ignorować to, że jest tak blisko mnie w samym kostiumie. Widziałem szczupły, ale umięśniony brzuch, pewnie zasługa wielu treningów pływackich. Szczupła talia, delikatnie wcięcie nad biodrem, zgrabne, długie nogi, opalona skóra i... dość! Poczułem, że się rumienię. Wzrok Penelope wędrował za moim spojrzeniem, a na jej ustach błąkał się uśmieszek.
- Napatrzyłeś się już? - uniosła brwi. - Jak tak, to może wrócimy do wody.
W jej oczach zobaczyłem iskierki rozbawiania, najwyraźniej bawiło ją mojej zażenowanie i rumieńce kwitnące na policzkach. Wstała, ostetnatycjnie otrzepała się piasku i weszła do wody. Zanużyła się po pas, odwróciła i zawołała do mnie:
- Idziesz?!
Skinąłem głową i pobiegłem w jej kierunku rozchlapując wszędzie kaskady wody. W dawnej szkole mieliśmy zajęcia z pływania, więc jako tako radziłem sobie w wodzie. Nie dało się jednak porównywać moich umiejętności do tego, co potrafiła Penelope. Płynnie poddawała się nurtowi, każdy jej ruch był przemyślany i harmonijny. Widziałem mięśnie pracujące pod opaloną skórą i pewność oraz lekkość z jaką to robiła. Widać było, że woda to jej drugi dom. I znów przyłapałem siebie na gapieniu się bezczelnie na jej długie nogi pracujące nieustannie pod wodą. Ale cóż... byłem w końcu mężczyzną, a chyba każdy mężczyzna zachowałby się tak samo będąc sam na sam z ładną i atrakcyjną dziewczyną ubraną w dodatku tylko w przylegający do ciała kostium kompielowy. Nawet jeśli Penelope zauważyła to zainteresowanie taktownie nie wygłaszała żadnych komentarzy na ten temat. Na pływaniu zleciało nam całe popołudnie. Gdy się zmęczyliśmy leżeliśmy na miękkim miasku żartując i przekomarzając się, a potem znowu wracaliśmy do wody. W końcu zaczeło robić się chłodno, słońce zaczęło zmierzać w kierunku horyzontu.
- Chyba trzeba już kończyć - stwierdziła z żalem Penelope odgarniając z czoła mokre kosmyki miedzianych włosów. - Mieszkasz w wiosce?
Skinąłem głową wychodząc z wody.

Penelope?^^

Komunikat

KOMUNIKAT I
Niektórzy w swych opowiadaniach piszą, że nie mieszkają w wiosce. Postanowiłam więc do Formluarza dodać punkt "Sytuacja" w którzym wpisuje się
- Mieszkaniec głównej wioski (czyli większość z nas. Żyjemy w wiosce z podziałem na stanowiska na czele z głównodowodzącymi)
- Niezrzeszony  (żyje sam, wtedy punkt formularza "Stanowisko" nie jest obowiązkowy)
KOMUNIKAT II
Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Jak ostatnio (chyba) każdy zauważył, nasz blog ma już 20 członków *tutaj aplauz*. Wydaje mi się to całkiem sporo. Myślę, że aby urozmaicić wam czas spędzany tutaj zorganizujemy jakąś zbiorową akcję :)
Oczywiście są to plany. Będziecie wiedzieć, kiedy wszystko się rozpocznie, a żeby nie szukać tego posta powstanie zakładka "Akcje".
Moje propozycje
1) Bunt przeciwko głównodowodzącym
Mieszkańcom wioski na Memorii nie podoba się system panujący na niej i postanawiają się zbuntować. Wybierają nowego przywódcę spośród członków bloga.
* By uczestniczyć w tej akcji musisz członkiem wioski nie możesz być niezrzeszonym 
* Jeśli jesteś za tą propozycją w komentarzu POD POSTEM proszę napisać numer jeden
* Po przecinku wypisz tego, który według ciebie powinien zostać nowym głównodowodzącym (błagam nie wypisujcie siebie), dlaczego panujący ustrój ci nie pasuje i zaproponuj nowy (jeśli zgadzasz się z innym komentarzem możesz skopiować. Będzie liczyć się ilość propozycji i sens tego wszystkiego. Mimo tego, że to wirtualna społeczność, musi jakoś sensownie funkcjonować) 
* Gdy ktoś ma kilka postaci, może uśmiercić tu jedną bądź kilka, albo można uśmiercić swoją jedyną postać i stworzyć kolejną. Pełna dowolność (może powstać wtedy zakładka "Polegli")

2) Bunt przeciwko cywilizacji
Cała wściekłość na ludzi sięga zenitu, więc postanawiamy zebrać armię i zaatakować ziemię.
* Mogą uczestniczyć w niej wszyscy mieszkańcy wyspy
* Jeśli według ciebie ta akcja powinna wejść w życie w komentarzu POD POSTEM wpisz numer 2
* Po przecinku wypisz taktykę, kogoś, kto według ciebie powinien dowodzić i ewentualne zakończenia (np. przeceniamy nasze zdolności i wycofujemy się. Jest nas za mało; wygrywamy bitwę <i co dalej>; przegrywamy i resztki naszej armii wracają na Memorię, która jest tym razem jeszcze bardziej strzeżona); komentarze można kopiować (tak jak w pierwszym punkcie)
* Gdy ktoś ma kilka postaci, może uśmiercić tu jedną bądź kilka, albo można uśmiercić swoją jedyną postać i stworzyć kolejną. Pełna dowolność (może powstać wtedy zakładka "Polegli")

3) Napad Niezrzeszonych  
Niezrzeszeni napadają na naszą wioskę z zamiarem obrabowania naz z broni i zapasów.
* Mogą uczestniczyć w niej wszyscy mieszkańcy wyspy
* Jeśli według ciebie ta akcja jest najlepsza, wpisz numer 3 w komentarzu POD POSTEM
* Wypisz zakończenie, komentarze tak jak w poprzednich postach można kopiować
* Gdy ktoś ma kilka postaci, może uśmiercić tu jedną bądź kilka, albo można uśmiercić swoją jedyną postać i stworzyć kolejną. Pełna dowolność (może powstać wtedy zakładka "Polegli")

4) Mamy za mało osób na tego typu akcje, zróbmy to innym razem (wtedy szukamy nowych ludzi!!!)

5) Podaję własną propozycję akcji

OGÓLNY REGULAMIN AKCJI (może ulec zmianom)
 1) Piszemy opowiadanie i kończąc je nie kierunkujemy go do jednej osoby tylko piszemy <Ktoś?>
2) Ten kto pierwszy nadeśle dokończenie do opowiadania, tego praca ukaże się na blogu. Pozostałe będą ignorowane, ale proszę, niech nie piszą tego tylko dwie osoby. Czasem więc, będę ignorować pierwsze prace, żeby dać szansę innym ;)
3) Rozpoczyna i kończy akcję Chloe (czyli ja), chyba, że ktoś dostanie moje pozwolenie
4) Proszę, by akcja nie toczyła się zbyt szybko. Pamiętajmy, że przed każdym powstaniem trzeba się przygotować, a wojna nie ogranicza się do jednej bitwy ;)
5) Proszę, by opowiadania były w miarę długie, ale nie za bardzo, żebyśmy w jednym opku nie opisali połowy akcji :)


Zatrzegam sobie prawa do tych wszystkich akcji, wszystko to było tylko i wyłącznie moim pomysłem (jeśli było coś takiego na innym blogu, to nie pomagałam sobie nim), więc jeśli zobaczę podobne treści na innym blogu, to opublikuję to tutaj.

Proszę, napiszcie w komentarzach co o tym myślicie :)

 

Alice Caven

 
Alice Caven - 19 lat

wtorek, 15 września 2015

Od Penelope CD Lucasa

Stanęłam w przejściu obok Lucasa i odetchnęłam tym świeżym, chłodnym powietrzem po deszczu. 
-Jak to szybko czas mija w odpowiednim towarzystwie - przeciągnęłam się i wyszłam, czując na twarzy ostatnie ciężkie krople. Nagle nabrałam strasznej ochoty popływać. Powietrze zaraz na powrót zrobi się parne, woda w jeziorze jeszcze powinna być chłodna.
Spojrzałam na chłopaka z zamiarem złożenia propozycji pływania, ale on nie wyglądał na chętnego do rozrywek. Oczy miał zamknięte, wargi i pięści zaciśnięte. Biedny, tak się męczy z tą umiejętnością.
-Wszystko w porządku? - zadałam najgorsze pytanie, jakie mogłam zadać.
-Tak, spoko. Ta śpiąca osoba jest naprawdę tępa - uśmiechnął się, blado, ale zawsze. - Od takich umysłów najtrudniej się odgrodzić. 
-Pomogłoby, gdybyśmy poszli popływać? - rzuciłam "nonszalancko" propozycję. 
-Jeśli akwen jest daleko od tego biednego śpiącego tępaka, to tak.
-A miałbyś ochotę?
-Może być - posłał mi spokojny uśmiech i odwrócił się na pięcie. - Spotykamy się przy tym jeziorku pół kilometra na zachód od wioski?
-Spoko - zgodziłam się i wróciłam do szałasu żeby ubrać strój kąpielowy.
~~*~~
Kiedy doszłam nad jeziorko, Lucas już tam czekał. Siedział na brzegu i patrzył w wodę, jakby była fascynująca.
-To miło, że nie wchodziłeś beze mnie - stwierdziłam, sama wchodząc po kolana. - Ale ja już taka miła nie jestem. Jak chcesz się ugotować, twój wybór.
Uśmiechnęłam się do niego przez ramie i dałam nura pozwalając, by chłodna toń mnie pochłonęła.
Woda była mętna, wymieszana ulewą i przyjemnej temperatury. Kiedy wynurzyłam głowę (stopami nie sięgałam dna) w poszukiwaniu Lucasa stwierdziłam, że nigdzie go nie ma. 
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się. Zamierzał mnie podtopić? Powinien wiedzieć, że to bezcelowe. Sam się utopił? Słyszałabym plusk. 
A może... Poszedł sobie? Pewnie palnęłam coś durnego, co go zniechęciło.
Westchnęłam i położyłam się na plecach, patrząc w rozstępujące się chmury. Nagle zostałam wciągnięta do wody.
"Czyli nie odszedł" pomyślałam pogodnie. Postanowiłam dać chłopakowi małą nauczkę. Nie wiem, za co, ale na pewno coś wymyślę.
Przez chwilę się szarpałam, ale zaraz znieruchomiałam i zwiotczałam. Lucas gwałtownym ruchem wyciągnął mnie na powierzchnię i złapał za ramiona. Pozwoliłam głowie opaść na ramię.
-Penelope. Penelope, weź, nie żartuj. Wiem, że udajesz. Penelope! Słuchasz mnie? Chole*a, Penny, zbudź się! - w jego głosie brzmiała panika, a ja już dłużej nie mogłam utrzymać powagi. Zaczęłam się krztusić ze śmiechu. Otworzyłam oczy i wyszczerzyłam się do Lucasa.
-Mówiłeś coś?
-Bardzo śmieszne - burknął i puścił moje ramiona. Opadłam na dno. Jakimś cudem przesunęliśmy się na płyciznę i teraz woda sięgała mi klatki piersiowej. 
-Owszem - zgodziłam się wesoło. - Bardzo. Naprawdę bardzo śmieszne.
Na twarzy chłopaka pojawił się powstrzymywany z trudem uśmieszek.

Lucas?

Od Lucasa CD Penelope

- Eee...
- O co ci chodzi, powiesz mi wreszcie, czy nie? - Penelope chwyciła mnie za ramiona i energicznie mną potrząsnęła.
- O c-co ci chodzi?
- Oh, czyli jednak odzyskałeś mowę - przypatrywała się z uwagą mojej twarzy jakby szukając tam oznam szaleństwa. 
- Ja... przepraszam... tylko się... zamyśliłem.
- Napewno? - odsunęła się ode mnie kawałek, ale wciąż nie spuszczała mnie z oczu. - Wyglądałeś, jakbyś zobaczył ducha. Albo jakbym zaczęła... nie ważne z resztą. 
Spuściłem wzrok.
- Prawda jest taka... że... no.
- Wal śmiało! Co ci leży na wątrobie?
- Ja... niedaleką z tąd ktoś śpi - oznajmiłem jakby to wyjaśniało całą sprawę.
Penelope uniosła jedną brew nie całkiem ogarniając, o co mi chodzi, ale po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- Och... czyli ty...
- Gdy niedaleko ktoś chociażby troszę mnie inteligentny ode mnie śpi ja to czuję. Odczuwam coś jakby... więź między naszymi umysłami, czuję, że mogę jakby wejść w jego świadomość, zawładnąć nim... Staram się nad tym panować i opierać pokusie, ale w takich chwilach zdarza mi się wyłączać z rzeczywistości. Tak, jak teraz. Gdy byłem młodszy i jeździłem na kolonie i spałem w jednym pomieszczeniu z wieloma innymi chłopcami stawało się to bardzo denerwujące. Zwłaszcza, że byłem dosyć błyskotliwym dzieckiem, a moi koledzy w większości stanowili bandę kretynów - skrzywiłem się.
Chwilę milczeliśmy. W końcu Penelope otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko jej przerwałem:
- Chyba się wypogadza - wyjrzałem na zewnątrz.
Faktycznie: gdzieś w oddali słychać było jeszcze pomruki grzmotów, ale burza ewidentnie się oddaliła. Już tylko pojedyńcze krople spadały z nieba, zza chmur nieśmiało zaczęło wyglądać słońce. Zauważyłem nawet niewielką tęczę. Starałem sie ingnorować obecność śpiącego umysłu niedaleko i nawet mi się to udawało.

Penelope?^^ Jakoś wybrnąłem :>

poniedziałek, 14 września 2015

Od Penelope CD Lucasa

Patrzył na mnie, jakby czegoś oczekiwał. Że zacznę klaskać? Zachwycać się? A może wręcz przeciwnie...
Uśmiechnęłam się.
-Nieźle.
-NIEŹLE? - rozwarł szeroko oczy. - Właśnie powiedziałem, że mogę cię opanować przez sen, a ty stwierdzasz, że to NIEŹLE?
-Właściwie - uściśliłam - to nie możesz mnie opanować. Tylko ludzie mniej inteligentni od ciebie, pamiętasz?
Zaśmiał się, a mnie zrobiło się na przemian zimno i gorąco od tego dźwięku. Niby słyszałam już jak się śmieje, ale to było coś innego. W tym śmiechu nie było nieuzasadnionego rozbawienia, tylko ulga, radość i wdzięczność.
-Poza wyspą nazywali mnie dziwadłem i potworem - wyznał. - Bałem się, że tu będzie podobnie.
-Stary! - roześmiałam się. - Nie jesteś najdziwniejszym zjawiskiem, jakie tu występują. Sama jestem rybą, nie mogę osądzać.
Patrzył na mnie osłupiały, jakbym powiedziała, że mam skrze... Okay, nic nie mówiłam. 
-Coś się stało? - zmartwiłam się. A jeśli go uraziłam? Tylko czym?
Milczał uparcie.
-Bo jeśli tak, to przepraszam, Lucas...
Zero reakcji. Gapił się na mnie jakby mi wyrosła... Nieważne.
-Lucas? - przechyliłam głowę, wstałam z krzesła i podeszłam do chłopaka. Milczał jak zaklęty, otwierał i zamykał usta jak ry... Kurczę!
-Człowieku, mów do mnie! - wykrzyknęłam. Na to już zareagował. Wstał z krzesła. Był wyższy wyższy ode mnie.
-Eee... 

Lucas? Dla odmiany weny niewiele ;-; Takie krótkie, ale chyba dobre default smiley xd

Od Chloe CD Liesel

Rzuciłam jej przelotne spojrzenie i usiadłam na skale, nie zważając na to, że była wilgotna.
- Dylana? To jeden z łowców. Kolega po fachu - zaśmiałam się ponuro. - Uważałam go za spoko kumpla, ale chyba próba gwałtu na mojej osobie zmieniła moje zdanie na jego temat.
- Aha... - zamyślona wpatrywała się w drzewa.
- Będę musiała to przekazać Głowom. No wiesz... głównodowodzącym.
- Nie przejmuj się, zasłużył na to - powiedziała pokrzepiająco.
Zachichotałam i posłałam jej rozbawione spojrzenie.
- Ani trochę mi go nie żal - powiedziała uśmiechając się szeroko - Niech ten idiota dostanie za swoje mam nadzieję, że utną mu to jego przyrodzenie, którym się tak bardzo chwali.
Lisel uniosła brwi lekko zdziwiona i roześmiała się szczerze.
- Gorzej będzie przekonać Głowy, żeby mi uwierzyli. W sumie znają mnie dobrze, ale Dylan jest cenionym łowcą... - skrzyżowałam ręce na piersi i zaczęłąm myśleć nad odpowiednim rozwiązaniem.


<Inteligentna Lisel ma jakiś pomysł? :D Sorry, że takie krótkie>

niedziela, 13 września 2015

Od Lucasa CD Penelope

Sam nie wiem, co mi się stało. Może to przez stras - nowe miejsce, nieznane tereny i jeszcze ta dziewczyna, która pojawia się jakby z nikąd i ostrzega przed burzą. Brzuch bolał mnie od śmiachu, oddech urywał się po długim biegu. Poświęciłem chwilę na ogarnięcie się i powrócenie myślami do rzeczywistości. Pierwszy dzień, a ja już tkwię pośrodku burzy w niezbyt pokaźnej wielkości szałasie z nieznajomą dziewczyną. A ja miałem być ostrożny. Nieźle Bricker, nieźle, pomyślałem i pospiesznie skryłem twarz pod maską obojętności.
Penelope przyglądała mi się z lekkiej odległości. 
- To... hm... to było dziwne - stwierdziłem po chwili milczenia.
- Tak... trochę tam - przyznała.
- Częto zdarzają ci się takie jazdy?
Nieznacznie uniosła kąciki ust.
- Tutaj wszystko jest możliwe.
Chwilę milczeliśmy.
- Usiądziesz? - Penelope wskazała mi krzesło i sama zajęła miejsce na przeciwko mnie.
Deszcz bębnił o dach, co dawało przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej w moim odczuciu. Gdy grzmot przetoczył się przez niebo moja towarzyszka skrzywiła się lekko i wcisnęła ręce między kolana chcąc ukryć drżenie dłoni. 
- Więc... boisz się burzy, tak? - spytałem o rzecz oczywistą żeby przerwać ciszę.
Penelope obrzuciła mnie spojrzeniem, mogącym zmrozić całą wyspę, więc szybko zmieniłem temat:
- A... jakie masz... zdoloności? No wiesz, chodzi mi o te nadnaturalne zdolności,przez które wszyscy tu jesteśmy.
Przez chwilę nie odpowiadała, co dało mi chwilę na przemyślenie tego, czy można jej zaufać czy nie. W sumie czemu chciałaby mnie zabić albo coś mi zrobić? To nie miałoby sensu, w dodatku wydaje się, że jest ze mną szczera. Przynajmniej na razie. Zachowam ostrożność, ale chyba nie mam się czego obawiać jeśli chodzi o tą dziewczynę.
- Umie oddychać pod wodą - głos Penelope wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.
- Wow - uniosłem brwi. - To... ciekawe. Czy to znaczy, że masz... no wiesz skrzela albo jakieś błony między palcami albo... no co?
Penelope wpatrywała się we mnie z nimą jakbym ją właśnie spoliczkował. 
- Powiedziałem coś nie tak? - zdziwiłem się.
- Chodzi o to, że... nie lubię słowa "błony". Rzygać mi się chce, jak je słyszę... ale nie ważne, ty przecież o tym nie wiedziałeś.
Chwila ciszy.
- A ty jakie masz moce? - spytała.
- Ja... - zastanawiałem się, jak to delikatnie ubrać w słowa. Nie lubiłem mówić o swoich zdolnościach, ludzie wtedy zazwyczaj stawali się nieufni i trzymali dystans jakbym parzył. Ale ona zdradziła mi swoje moce, więc ja też powinienem. Wtedy będziemy kwita. A poza tym w końcu zdecydowałem, że mogę jej ufać. 
- No więc... - zaczerpnąłem tchu. - Umiem... sterować ludzmi przez sen. Tak jakby... wchodzę do ich umysłu i mogę zrobić z nimi, co chcę.... ale mogę to zrobić tylko z mniej inteligentnymi ode mnie i to tylko na parę minut...
Miałem ochotę uciekać z tąd nie zwarzając na deszcz, alebo przynajmniej spuścić wzrok i odsunąć się od niej. Ale tego nie zrobiłem, patrzyłem jej w oczy chcąc zobaczyć jej reakcję. Tylko czekałem, aż spojrzy na mnie z obrzydzeniem albo wstanie i odsunie się albo może zacznie krzyczeć i... ale ku mojemu zaskoczeniu nic takiego się nie stało.

Penelope?^^ Twoja wena udzieliła się również mi :>

Lucy Jones

http://38.media.tumblr.com/24d4900f5ae39ecfab5d8cc07fd7d810/tumblr_moh36uB4i11s4pqtoo2_400.gif 
Lucy Jones - 16 lat

Od Liesel CD Chloe

Biegłyśmy dosyć długo.
Przynajmniej na tyle długo, abyśmy były pewne, że zgubiłyśmy napastnika. Zdyszane, oparłyśmy się o to samo drzewo. Wyjęłam z plecaka wodę i napiłam się, bo gardło mnie teraz nieźle paliło. Podałam butelkę dziewczynie.
- Chcesz? - zapytałam zachrypniętym głosem. Ona zaś bez odpowiedzi szybko dorwała się do napoju i łapczywie je piła. Była już oczyszczona z krwi i nie wyglądała tak źle. W przeciwieństwie do mnie. Ja miałam już wcześniej wspomnianą śliwę pod okiem, nos i usta we krwi oraz skręcony nadgarstek. Wreszcie miałam chwilę, aby to wszystko opatrzyć. Obmyłam twarz resztkami wody z butelki, a nadgarstek owinęłam bandażem, który zawsze nosiłam w plecaku. Uprzednio pokryłam rękę specjalnymi leczniczymi roślinami. 
- Dobrze walczysz, Chloe - przyznałam. - W przeciwieństwie do mnie - dodałam z uśmiechem. - Ale mogłaś mi tego oszczędzić, wiesz? 
Ta tylko przewróciła oczami.
- Nie mogłam - powiedziała, otrzepując się z pyłu - W każdym razie nie było tak źle...
- Niby nie. Nigdy wcześniej nie walczyłam - wzięłam głęboki oddech - Uprawiam inne sporty. Tylko one pozwoliły mnie wrócić z tego ringu żywą! - dałam nacisk na ostatnie pięć słów.
- Ach, jejku, nie przeżywaj. Było, minęło. - jęknęła.
- Skąd znasz tamtego gościa? - zapytałam ni z gruszki, ni z pietruszki.
Chloe spojrzała na mnie dziwacznie.
- No tego, któremu nad wyraz się podobałaś - dodałam z posępną miną.

Chloe? XD Niech ci będzie, wygrałaś:')

Od Liesel CD Chloe

Biegłyśmy dosyć długo.
Przynajmniej na tyle długo, abyśmy były pewne, że zgubiłyśmy napastnika. Zdyszane, oparłyśmy się o to samo drzewo. Wyjęłam z plecaka wodę i napiłam się, bo gardło mnie teraz nieźle paliło. Podałam butelkę dziewczynie.
- Chcesz? - zapytałam zachrypniętym głosem. Ona zaś bez odpowiedzi szybko dorwała się do napoju i łapczywie je piła. Była już oczyszczona z krwi i nie wyglądała tak źle. W przeciwieństwie do mnie. Ja miałam już wcześniej wspomnianą śliwę pod okiem, nos i usta we krwi oraz skręcony nadgarstek. Wreszcie miałam chwilę, aby to wszystko opatrzyć. Obmyłam twarz resztkami wody z butelki, a nadgarstek owinęłam bandażem, który zawsze nosiłam w plecaku. Uprzednio pokryłam rękę specjalnymi leczniczymi roślinami. 
- Dobrze walczysz, Chloe - przyznałam. - W przeciwieństwie do mnie - dodałam z uśmiechem. - Ale mogłaś mi tego oszczędzić, wiesz? 
Ta tylko przewróciła oczami.
- Nie mogłam - powiedziała, otrzepując się z pyłu - W każdym razie nie było tak źle...
- Niby nie. Nigdy wcześniej nie walczyłam - wzięłam głęboki oddech - Uprawiam inne sporty. Tylko one pozwoliły mnie wrócić z tego ringu żywą! - dałam nacisk na ostatnie pięć słów.
- Ach, jejku, nie przeżywaj. Było, minęło. - jęknęła.
- Skąd znasz tamtego gościa? - zapytałam ni z gruszki, ni z pietruszki.
Chloe spojrzała na mnie dziwacznie.
- No tego, któremu nad wyraz się podobałaś - dodałam z posępną miną.

Chloe? XD Niech ci będzie, wygrałaś:')

sobota, 12 września 2015

Od Penelope CD Lucasa

Chłopak uniósł wzrok i spojrzał na mnie z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Przechyliłam głowę.
-Nie powinno cię tu być - powiedziałam głównie po to, żeby się odezwać i wypełnić niezręczną ciszę.
-A to niby dlaczego? - zaciekawił się i zbliżył o krok, a ja odruchowo się cofnęłam. Na wyspie nauczyłam się ostrożności, przyzwyczajona, że słodka kolorowa papużka siadająca mi na ramieniu nie będzie zainteresowana podsuwanymi ziarenkami tylko wydziobaniem mięsa z policzka. Co prawda chłopak w niczym nie przypominał papużki, ale zasada była podobna.
-Zaraz będzie burza - odpowiedziałam beznamiętnie. - Nikogo nie powinno być wtedy na wybrzeżu.
-Czy przypadkiem nie lepiej unikać drzew podczas burzy? - uniósł brwi.
-Teren dookoła wioski jest wykarczowany z wyższych drzew. Natomiast tutaj woda przyciąga pioruny, a piasek jest wilgotny. Lepiej na nim nie stać kiedy walnie - wytłumaczyłam.
-A ty co tu robisz w takim razie? Także powinnaś być w wiosce.
-Jestem Badaczem - odpowiedziałam, ale to chłopakowi nic nie rozjaśniło.
-Ja też - wzruszył ramionami. - I co?
-G*wno - mruknęłam, bardziej zła na siebie niż na niego. A dlaczego? Bo fakt, że dzielimy profesję mnie podekscytował.
-Chodzi o to, że jestem nowy? - ostatnie słowo wypluł, jakby smakowało paskudnie.
Wzięłam oddech. Odpowiedź mu się nie spodoba.
-Tak, w pewnym sensie. Przed burzą, głowy wysyłają Badaczy na poszczególne fragmenty wyspy żeby poszukać ewentualnych zbłąkanych owieczek. Ja dostałam tę część plaży.
Zagrzmiało. Pisnęłam i odruchowo przyskoczyłam do piersi chłopaka, ale zaraz odsunęłam się z czerwoną twarzą.
-Przepraszam - wymamrotałam. - Boję się burzy.
Uniosłam zuchwale wzrok czekając, aż chłopak zacznie się śmiać. Ale nie, on patrzył na mnie z mieszanką oburzenia, zdziwienia i podziwu.
-Boisz się burzy a i tak opuściłaś wioskę żeby poszukać innych, którzy jeszcze nie dotarli? Przecież mogłem dojść sam.
-To nie chodzi o ciebie - westchnęłam. - Ty byś może i doszedł, chociaż kiedy tu przyszłam to raczej ci się nie spieszyło. Ale komuś mogła stać się krzywda, zemdlał z gorąca, ukąsił go wąż, został ranny, skręcił kostkę albo po prostu się zgubił. Do nas należy znajdowanie takich i doprowadzenie do wioski przed burzą.
Chłopak milczał, kiedy znowu zagrzmiało, ale tym razem zachowałam względny spokój. Wzdrygnęłam się tylko i zwróciłam do chłopaka:
-Chodźmy już lepiej. Zaraz się rozpada.
Jakby na potwierdzenie moich słów, z nieba zaczęły spadać pierwsze ciężkie krople.
Chłopak skinął głową i truchtem skierowaliśmy się do wioski. W międzyczasie zaczęła się całkowita ulewa. Nie wiem, czemu kiedy już dobiegaliśmy do mojego szałasu, zaczęliśmy się oboje śmiać głośno. Pędziliśmy przez wioskę i zaśmiewaliśmy się aż ciężko było biec.
W końcu wpadłam do szałasu, chłopak za mną. Oparliśmy się o ścianę, wciąż się śmiejąc.
-Lucas - powiedział w końcu, wyciągając do mnie rękę.
-Penelope - uścisnęłam ją i odgarnęłam przemoczone włosy z czoła i policzków. Nagle poczułam się nieswojo. Szałas, chociaż miałam to szczęście, ze mój był dość duży, to jednak ograniczona przestrzeń. Miałam ochotę wybiec w deszcz, byle nie czuć drażniącej bliskości Lukasa. Z oczywistych powodów tego nie zrobiłam.
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na chłopaka.
-No - wydyszałam. - To było dziwne.
Uniósł kącik ust w zdystansowanym uśmieszku, co było dziwne, bo przed chwilą zaśmiewał się aż brakło mu tchu. Jakby stracił panowanie nad sobą, a teraz się opamiętał.

Lucas? Weny napływ, takie piękne uczucie default smiley xd

Od Chloe CD Liesel

 Uśmiechnęłam się szeroko na wieść, że tłum uznał mnie za wygraną. Rzuciłam triumfalne spojrzenie w stronę Liesel (chyba tak nazwał ją tamten chłopak). Zeszłyśmy z ringu.
- Brawo, Chloe - rzucił Dylan i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ta. - mruknęłam i udałam się w stronę jeziora, by umyć twarz z zakrzepłej już krwi.
Po chwili byłam na miejscu. Schyliłam się i przyjrzałam się swojemu odbiciu w tafli wody. Nie było tak źle. Lekko obita szczęka. Sącząca się krew z nosa i rozcięty łuk brwiowy. Prawie nie czułam bólu. Z rąk zrobiłam "kolebkę" i nabrawszy w nie wody, wylałam ją na twarz. Westchnęłam i zaczęłam zdrapywać zaschniętą krew.
- No nieźle - usłyszałam zza siebie głos.
- Czego chcesz Dylan? - warknęłam. Wszystkie mięsnie miałam napięte.
- Spokojnie, kotku - usłyszałam szept tym razem koło swojego ucha. Przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia.
Ogarnął mi włosy z ramienia i złożył subtelny pocałunek na mojej szyi.
- Co ty robisz idioto?! - Wstałam odwracając się przodem do niego.
- Przecież wiem, że tego chcesz - mruknął z lubieżnym uśmiechem na ustach.
- Co?! Nie! Nie chcę! - powiedziałam popychając co jak najmocniej. To był błąd. Dylan był ze stali. Dosłownie. Człowiek niezniszczalny. Nic mu nie zrobisz. Nie jestem pewna, czy to zasługa jego mięśni czy może to jakaś nadprzyrodzona moc. Chwycił mnie jak najmocniej i wpił się zachłannie w moje usta. Powstrzymałam odruch wymiotny.
- I co? Nie było ci przyjemnie? - Zapytał z pożądaniem w oczach.
- Nie, nie było. A teraz bierz te swoje obleśne łapska! - wrzasnęłam.
- Kotku...
- POMOCY! NIECH KTOŚ MI POMOŻE, BŁAGAM! - wrzasnęłam ze wszystkich sił.
- Cicho siedź, głupia - warknął i ścisnął mnie jeszcze mocniej. - Nie chcesz się bawić, ok. To będzie przyjemność tylko dla mnie. To prawda, że dalej jesteś dziewicą?
- POMOCY! PROSZĘ! - zatkał mi usta dłonią i ku swemu przerażeniu zobaczyłam, że rozpina pasek do spodni.
Nagle uścisk zelżał, a Dylan chwycił się za swoje przyrodzenie jęcząc z bólu. Za nim stała... Liesel.
- Dzięki... i niezły kop - uśmiechnęłam się do niej.
- Pogadamy później, teraz uciekaj. - rzuciła się pędem przez las. Ja również ruszyłam sprintem, ale wolniejszym, by dotrzymać jej kroku.


<Liesel? Dajesz mi wybór to ja wygrywam xd>

Od Liesel CD Chloe

Spojrzałam z przerażeniem na tamtą dziewczynę. Nie umiałam się bić. Znaczy nie wiem, czy nie umiałam, ale nigdy nie trenowałam.
Owszem, ćwiczę futbol amerykański, ale to nie ten sam rodzaj walki. O gimnastyce nie wspomnę. Ona tylko decyduje o mojej kondycji i sile.
- Chyba cię pogięło! - odkrzyknęłam, cofając się. Nie chciałam się upokorzyć.
Jakiś chłopak szturchnął moje ramię.
- No hej, Liesel! Wcześniej brylowałaś wśród ludzi, zabawiałaś ich i byłaś przywódczynią grupki, a teraz co? Boisz się bić?
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Bycie duszą towarzystwa a bycie ofiarą to dwie różne rzeczy - warknęłam.
Grupka ludzi jednak wypchnęła mnie na ring i stanęłam naprzeciwko przeciwniczki. Nie wyglądała na słabą, o nie. Miałam przegrane.
Mówiłam, że nie wiem, jak walczę. Może nawet byłabym mistrzem. Ale teraz nie miałam ochoty tego sprawdzać.
Ktoś gwizdnął i walka się rozpoczęła. Stałam, czujnie patrząc na przeciwniczkę. Czekała na mój ruch.
- Nie zaczynam - wyszeptałam gardłowo.
Zgięłam kolana w pozycji gotowości. Pierwsze uderzenie pięścią poleciało na mój brzuch. Skuliłam się w bólu, ale się nie poddałam. Poleciał kolejny cios, ale zręcznie go wyminęłam, schylając się szybko i wybiegając za dziewczynę. To była okazja. Popchnęłam ją silnie. Odskoczyła na jakieś dwa metry, ale nie przewróciła się.
Gimnastyka dała mi gibkość, a futbol siłę i szybkość. Nie wiedziałam tylko, jak wykorzystać to w walce.
Mimo wszystko wkręciłam się i całkiem mi się to spodobało. Kilka razy dostałam, ale też sporo ciosów zadałam ja. Stanęłam przed dziewczyną, oddychając szybko. Patrzyłam jej w oczy. Czułam krew w gardle. Chyba pod okiem będę miała śliwę.
Sędzia zapytał zebranych, kto powinien wygrać.
Mi to osobiście wisiało, ale zawsze miło by było zwyciężyć. W końcu po tek walce obie wyglądaliśmy jak upiory.

Chloe? XD Ty zdecyduj, kto wygra :'D

Od Chloe

Ochlapałam twarz chłodną wodą. I wytarłam suchym kawałkiem materiału. Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z domku. Odetchnęłam wonią lasu. Uwielbiam ten zapach. Sprężystym krokiem ruszyłam w stronę miejsca przy którym wieczorem wszyscy siedzieli. Przed ogniskiem odbywały się tam tak zwane pojedynki. Polegało to mniej więcej, że ludzie walczą między sobą (wszystkie chwyty dozwolone), a zgromadzona wokół publiczność ocenia kto wygrał. Nigdy dotąd nie brałam w tym udziału. Nie wiem co będzie dziś, ale mimo wszystko mam ochotę popatrzyć.
- No proszę proszę... Chloe Wednesday? - usłyszałam głos po swojej prawej.
- Cześć, Dylan - powiedziałam do jednego z łowców. Był całkiem spoko... Co z tego, że był zapatrzonym w siebie dupkiem... Sama taka jestem. Ciągnie swój do swego.
- Idziemy się pojedynkować, co? - zapytał z krzywym uśmiechem na mordzie.
- A jeśli tak, to co? Boisz się przegrać? - zaripostowałam.
- Może, kotku... - wyciągnął rękę, by pogłaskać mnie po policzku. Złapałam go za nadgarstek i mocno ścisnęłam. Gdybym chciała, mogłabym mu złamać kość, ale potrzebujemy łowców.
- Nie mów tak do mnie - powiedziałam tonem o temperaturze równiej zeru do rozbawionego chłopaka.
W ciszy podeszliśmy do paleniska.
- Kto następny? - rozległ się krzyk.
Rzuciłam Dylanowi wyzywające spojrzenie. Ja nie dam rady tak?
- Ja! - podniosłam rękę - Z drogi, chłopcy. Kobieta chce przejść. - Powiedziałam torując sobie drogę łokciami.
Stanęłam na środku kręgu i rozejrzałam się dookoła.
- Jeśli chodzi o bicie kobiet, to dam sobie radę - oznajmiłam widząc, że nikt nie chce się zgłosić - No dalej, czekam. Przecież widzę, że są tu również dziewczyny.
Widząc, że nikt bez względu na płeć nie kwapi się do pojedynku wskazałam palcem na północ.
- Ty. Chodź.


<Ktoś skończy?>

Od Lucasa do Penelope Mii

Nowy - to słowo krąży mi po głowie niczym śmigłowiec patrulujący niebo.
Nie lubię być nowy. Chcę już mieć za sobą etap zaklimatyzowania się i poznania z innymi, chciałbym od razu przejść do czasu, gdy będę już potrafił stwierdzić, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem i inni będą potrafili powiedzić to o mnie. Zawsze ostrożnie dobieram towarzystwo, jakgdyby wszystcy dookoła byli potencjalnymi wrogami. Może bierze się to z niezbyt przyjemnej przeszłości, gdy w szkole nazywano mnie dziwadłem, poszturchiwalo i przezywano, a najlepsi przyjaciele okazywali się być wrogami.
Mamy trudne czasy.
Szedłem wzdłuż wybrzeża kopiąc każdy kamień, który stanął mi na drodze. Może tu będzie lepiej, ale może być też i gorzej. Tutaj przynajmniej nie jestem dziwadłem, tu wszyscy są inni. Pamiętam, gdy odkryłem swoją moc, było to jeszcze w podstawówce. Pamiętam, gdy zwierzałem się z tego przyjacielowi, a potem, gdy w wyniku kłótni on rozniósł moją największą tajemnicę na całą szkołę.
Nie. Nie chcę o tym myśleć.
Na Memorii będzie inaczej. Wierzę w to. Muszę wierzyć.
Pamiętam, gdy pierwszy raz kogoś opentałem. Był to mój brat. Spał obok, a ja nie mogłem usnąć. I wtedy poczułem coś... jakby impuls, który kazał mi to zrobić. Wyczułem jego umysł moim umysłem, był dla mnie otwarty, jak wrota, które kryją za sobą coś intrygującego, ale i niebezpiecznego. Sprawiłem, że wstał, że skakał i robił przysiady, a przy tym cały czas spał. Miałm nad nim władzę, mogłem z nim zrobić, co chciałem.
Nie. O tym też nie chcę myśleć.
Nagle coś wyrwało mnie z ponurych rozważań. Uniosłem głowę czując na sobie czyjś wzrok. Zobaczyłem ładną dziewczynę o azjatyckich rysach i krótkich, brązowo rudych włosach, która przypatrywała mi się z pewnej odległości. Przechyliła lekko głowę jakby nad czymś się zastanawiała.
Penelope? Odpiszesz? c:

Od Liesel do Alexandra

Siedziałam sobie na drzewie, wymachując wesoło nogami. Podśpiewywałam sobie pod nosem, bo nie mogłam znieść trwającej wciąż ciszy. Nagle zauważyłam nadchodzącą Annie. Och, jak ja jej nie lubię. Ciągle mi przygryza, nigdy nie chce pomóc i traktuje mnie jak siedmioletnie dziecko. Wspięłam się ciut wyżej i ukryłam w liściach.
Czyżby piękna Annie szła teraz na rozmowę o awans? Jaka byłaby szkoda, gdyby teraz jej równie piękna sukienka była mokra...
Wyjęłam z torby moją butelkę z wodą i wylałam na dziewczynę. Ta wydała z siebie nieokreślony pisk - czy to gniew, czy przestrach, czy zaskoczenie? W każdym razie byłam niezwykle zadowolona, że wreszcie dostałam okazję odgryzienia się tej jędzy.
Gdy moja przeciwniczka poszła do domu, by się przebrać, usłyszałam trzask łamanych gałązek. Spojrzałam w prawo i skumałam, że jakiś chłopak oglądał z rozbawieniem całą sytuację. Zeskoczyłam z drzewa i podeszłam do niego. To był ten Alex... Zdecydowanie najprzystojniejszy chłopak na Memorii. Ale ćśś... Nie było tematu.
- To było dobre. Nie znoszę Annie - roześmiał się.
- Ja też! - przyznałam - Strasznie jędzowata. Tak w ogóle to mam na imię Liesel, a ty? - podałam mu rękę.
- Alexander Craven. - uśmiechnął się.
- Czad. Moje nazwisko to Meminger. No... Skoro już się poznaliśmy, to może się gdzieś przejdziemy? - zaproponowałam radośnie.

Alex? :3

Liesel Meminger

http://oi57.tinypic.com/1zcleh1.jpg 
Liesel Meminger - 16 lat

Witam!

Cześć, tutaj adminka, Cafe Latte.
Nie bójcie się, nie będzie żadnego usuwania bloga XDD
Po prostu ostatnio moja koleżanka założyła kanał na yt o Harrym Potterze, serdecznie zapraszam :)
https://www.youtube.com/channel/UCgB1fUBISF2fijy2fsItSIQ

Lucas Bricker

http://wallpapers2015.mobi/wp-content/uploads/black-boy-tumblr-photos-6.jpg 
Lucas Bricker - 17 lat

piątek, 11 września 2015

Od Alexa CD Isabelle

- Cóż, jestem w trakcie podróży - odpowiedziałem, lekko zdziwiony zachowaniem nowo poznanej dziewczyny.
- Badacz? - upewniła się.
- Tak, zgadza się - odparłem bez namysłu, uprzednio czując, że o to zapyta. - A ty?
- Łowczyni - uśmiechnęła się promienie. - Wybacz, że ci przeszkodziłam w odkrywaniu kolejnych zakątków wyspy.
- Nic się nie stało - powiedziałem przyjaźnie. - I tak niedługo miałem kończyć zmianę.
- Naprawdę? - zapytała, choć wyglądało jakby zadała to pytanie samej sobie. - Ja mogę skończyć dopiero, kiedy coś upoluję.
- To może później spotkamy się na ognisku? - spytałem niepewnie. - Oczywiście, jeżeli uda ci się cokolwiek złapać - mówiąc to, posłałem jej jeden z moich najszczerszych uśmiechów.
- Nie wierzysz w moje możliwości? - mruknęła zadziornie.
Jednak zanim zdążyłem odpowiedzieć, dziewczyna pobiegła w głąb lasu z nożem w ręku, a po chwili zniknęła mi z oczy. Niechętnie ruszyłem w dalszą drogę, która miała poprowadzić mnie do osady. W trakcie marszu nie mogłem się na niczym skupić. Po głowie chodziła mi tylko Isabelle. Wydawała się miła, ale i tajemnicza. Czy zaproszenie jej na ognisko było dobrym pomysłem? W ramach przyjaźni chyba jednak tak. Z namysłu wyciągnął mnie szelest w krzakach, niedaleko ścieżki, którą wracałem. Stanąłem jak wryty. Ostrożnie sięgnąłem ręką po sztylet. Zacząłem stawiać niepewne kroki w stronę dźwięku. Nagle stało się kilka rzeczy naraz - ktoś złapał moje ramię i krzyknął znane wszystkim "bu!", a ja w tym samym czasie odwróciłem się i o mały włos nie wbiłem swojej broni w głowę Isabelle.
- Co ty robisz? - warknęła trochę zmieszana.
- Nie straszy się badaczy! - odpowiedziałem z pogardą.
- Och, no weź - szturchnęła mnie lekko. - To tylko taka zabawa.
- Prawie cię nie zabiłem! - wrzasnąłem.
Przez chwilę staliśmy w kompletnej ciszy. Nie powinienem tak na nią naskakiwać. Na pewno nie wiedziała, że jako badacz mam szybki refleks. Nie miałem zamiaru jej skrzywdzić. To nie byłoby w moim stylu, zwłaszcza, że starałem się każdego szanować, nawet tego głupiego przewodniczącego Rządu, który mocno działał mi na nerwy. Postanowiłem prędko przerwać tę niezręczną sytuację.
- Upolowałaś coś? - rzuciłem.
Bell jedynie uniosła w górę martwe ciało jakiegoś zająca. Z ust wydobyło mi się ciche "nieźle", na co ona momentalnie się zaśmiała. Miała piękny, melodyjny śmiech. Nie wiedząc, co począć, sam wpadłem w klimat żartu. Śmialiśmy się z dobre kilka minut. Kiedy wreszcie udało nam się ogarnąć, zwróciłem się do dziewczyny:
- Wracamy? Już za niedługo wieczór.

~♣~

Isabelle? :>

Od Catherine CD Alexa

Westchnelam i spojrzalam na chlopaka.
-Przekazywanie emocji mialam od urodzenia, jakos specjalnie nie musze sie przy tym skupiac, jedynym warunkiem jest kontakt fizyczny. Natomiast niewidzialnosc jest trudniejsza, ale w miare juz ja opanowalam. Ostatnio zaczely sie tez dziwne rzeczy, ale nie wie, jeszcze o co chodzi.-Wyjasnilam spogladajac w niebo. Wygladalo jakby mialo padac jeszcze ze dwie godziny.
-Jesli nie masz nic przeciwko zdrzemne sie troche.-Szepnelam, a Alex sie usmiechnal. Potarlam dlonmi ramiona ,zeby sie troche rozgrzac i polozylam sie. Bylo mi troche zimno, ale zmeczenie okazalo sie silniejsze i juz po chwili znalazlam sie w objeciach morfeusza. 
Alex
Sorry ze tak dlugo

Od Nicka CD Esther

Ponownie się zaśmiałem. Nie była taka zła, w sumie. Jeszcze ani razu nie powiedziała "No i?" wzruszając jednym ramieniem. Nienawidzę, kiedy dziewczyny to robią. 
-Czy ja wiem, nie zachowujesz się normalnie.
-Zamknij się.
Wyszczerzyłem się do Esther. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale wtedy do naszej małej oazy wstąpił facet, którego głos od razu rozpoznałem. To on nas przyłapał w magazynie na wykradaniu udźca. 
-To oni! Ani mi się ważcie ruszyć, dzieciaki! - zawołał i za kark poderwał mnie z ziemi. Krzyknąłem z bólu.
-Nick! - zawołała Esther i chciała podejść do mnie, ale i ją złapał za szyję jakiś facet. - Ej! Łapy przy sobie!
-To na pewno ci? Nie wyglądają na złodziei - wyraził zwątpienie mężczyzna, który trzymał dziewczynkę.
-Na pewno! Poznaję, to on! Ona pewnie też była w to zamieszana.
-Nieprawda! - krzyknąłem pod wpływem nagłego impulsu. - Ona dołączyła do mnie później. Ja ukradłem udziec, ona przyszła przed chwilą.
Esther, na szczęście, tylko spojrzała na mnie zaskoczona, ale nic nie powiedziała. Gdyby zaczęła protestować, oboje byśmy dostali podwójnie. A tak, ukarzą tylko mnie. 
-A więc przyznajesz się do winy? - zapytał z niedowierzaniem facet, który mnie trzymał.
Normalnie bym się tłumaczył, przepraszał i deklarował niewinność. Teraz chodziło o to, żeby to opłynęło Esther. 
Matko, zaczynam gadać jak jakiś bohater.
-Tak. Byłem głodny - dodałem szybko, żeby nie wyglądało to podejrzanie, że nawet nie walczę.
-Hmm... - mruknął. - Co o tym sądzisz, Collins? - zapytał kolegę.
-Nie wiem - wzruszył ramionami Collins. - Przyznał się, a to jest okoliczność łagodząca. No, i to my zjemy mięso. Myślę, że dzień izolatki odrobinę naprostuje chłopaczysko.
Cóż za ironia. Przed chwilą Esther opowiadała mi o tym, jak wariowała w izolatce, a teraz mnie mieli zamknąć.
-Nick... - zaczęła z nieszczęśliwą miną.
-Spoko - przerwałem jej, uśmiechając się do niej krzywo. - Do zobaczenia jutro.
Dałem się odprowadzić Collinsowi. Normalnie bym się wyrywał i wkurzał, ale teraz po prostu czułem ulgę, że nie zamknęli i Esther. Skoro tak źle znosi zamknięcie...

Esther? Nick taki heros ^^

Od Esther CD Nick'a

Nie mówiłam nic więcej, tylko patrzyłam w pieczone mięso. Nie, nie było ciekawe. Po prostu nie miałam czego innego do patrzenia. Nick nie nadawał się do tego, bo siedział zamyślony. Nie lubię patrzeć na zamyślonych ludzi.
Po kilku minutach chłopiec nie wytrzymał i postanowił przerwać tą ciszę.
- A ty miałaś jakieś rodzeństwo, rodzinę? - zapytał.
Zaprzeczyłam.
- Nikogo nie pamiętam.
- Zupełnie?
Westchnęłam. Chciałabym znać chociaż imiona mojej rodziny. Gdzie oni są? Co robią? Czy o mnie pamiętają? Czy w ogóle żyją? Jedyną moją rodziną był Ritter. Ale czy można uznać szczura za brata?
- Od początku wychowywałam się w domu dziecka. - oznajmiłam - Tam. Jest. Okropnie. Przynajmniej tam, gdzie byłam JA. Zero miłości. Zero empatii. Zero pomocy. A jako, że byłam tam od niemowlaka, nauczyłam się tego i tyle - wzruszyłam ramionami - Te bachory wkurzały mnie od samego początku. Pamiętam, jak raz Franz nazwał mnie analfabetką. Wtedy nieźle go skopałam - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Dostałam karę. Zamknęli mnie w pokoju bez okien na kilka godzin. O matulu, jak ja się szamotałam. Rozwaliłam pół pomieszczenia!
Chyba poprawiłam Nickowi humor, bo zaśmiał się.
- Tak w ogóle jakiś lekarz stwierdził, że mam autyzm. Głupek - prychnęłam - To, że nienawidzę ludzi, nie znaczy, że jestem chora. - przewróciłam oczami.
Spojrzałam znów na mięso, które teraz było ładnie przypieczone?

Nick? ^^

Od Nick'a CD Esther

Wróciłem do Esther z naręczem drewna na ognisko i zastałem ją z białym szczurem na ramionach. Miał gładkie futerko i czerwone oczka. Fajny.
-Niezły gryzoń - skomentowałem nonszalancko, układając kamienie w niewielki krąg, by ogień się nie rozprzestrzeniał.
-Dzięki - z satysfakcją pogładziła zwierzątko.
-Na tyle niezły, że chyba usprawiedliwia fakt, że nic nie zrobiłaś z tym rąbanym mięsem - dodałem, wskazując na udziec leżący obok dziewczynki. Zaczerwieniła się, jakby cały ten czas myślała o udźcu, ale nie stwierdziła, że warto byłoby go oprawić.
-Daruj - mruknęła, schyliła się po mięso i dla odmiany zaczęła się nim zajmować.
-Wybaczam - oświadczyłem łaskawie i podpaliłem suche gałązki. - Tak w ogóle - wydyszałem, rozdmuchując żar - to czemu tu ze mną siedzisz?
-Masz udziec - odpowiedziała, jakby zdziwiona pytaniem. - MY mamy udziec. A ja jestem głodna. To raczej logiczne.
-Uhm - mruknąłem i odchyliłem się od ognia, który już obejmował cały stos drewna. - Daj rożen.
Dziewczynka podała mi zaostrzony patyk, na który już nabiła kawałki mięsa. Ja ustawiłem po obu stronach ogniska kije zakończone małym "v" na końcach i położyłem na nich rożen.
-Zaraz będzie - oświadczyłem i usiadłem. Po chwili jednak Esther przysunęła się do mnie niepewnie.
-Więc... Powiedz mi coś o sobie - zaproponowała z rozbrajającym uśmiechem.
-Nie gadam z dziewczynami, mówiłem ci - burknąłem. - Nie lubię ich.
-Och, tak, zgodzę się z tobą, są okropne.
Parsknąłem śmiechem.
-Ty jesteś tego najlepszym przykładem, Essie.
-Och zamknij się - warknęła i się odsunęła. - I nie nazywaj mnie tak.
Chyba straciła ochotę na poznawanie mnie. Ojejku.
-Albo wiesz co, nie nazywaj mnie w ogóle. Zajmij się jedzeniem.
-Wow, aleś ty drażliwa - zaśmiałem się. Wkurzenie jej znacząco poprawiło mi humor. Dziewczyny nie zasługują na więcej uwagi niż tyle, ile potrzeba na wkurzenie ich.
-Przeważnie jestem niezwykle spokojna - orzekła z podniesioną głową. - Irytują mnie jedynie ludzie, którzy dążą do zirytowania.
-A ty im to ułatwiasz.
Zaśmiałem się i położyłem na plecach. Usłyszałem, że Esther robi to samo i wzdycha. Mimo wszystko poczułem wyrzuty sumienia. Odwróciłem głowę i spojrzałem na dziewczynkę. Oczy miała zamknięte.
Wstałem, przekręciłem rożen i ponownie się położyłem, tym razem bliżej niej i spojrzałem w niebo, poszarzałe jak zawsze o zmierzchu.
Ponownie zerknąłem na dziewczynkę, która też na mnie patrzyła. Nie odwróciłem wzroku oczekując, że ona zrobi to pierwsza, ale nie, Esther nadal wbijała we mnie spojrzenie jasnych oczu. W końcu to ja się poddałem i ponownie spojrzałem w niebo.
Zatopiłem się w myślach i wspomnieniach. Przypomniałem sobie śmiech i twarz mojej starszej siostry, jedynej osoby na świecie, która mnie rozumiała. Jej ciemne włosy i rysy twarzy były podobne do moich, ale oczy miała inne - błękitne, współczujące, wspierające. Zawsze mi pomagała po śmierci rodziców. Nie mam wielu wspomnień związanych z nią. Głównie jakieś urywki, jak tuli mnie po tym, kiedy starsi chłopcy z ulicy mnie bili i popychali, bo nie ukradłem im wystarczająco pieniędzy na piwo. Kiedy razem jemy ukradzione lody i śmiejemy się z lodziarza krzyczącego na jakieś totalnie niewinne dzieciaki. Nicole była dobra. I zginęła też jak dobra postać.Kiedy miałem osiem lat, gang Misia, wielkiego, grubego szesnastolatka, znęcał się nad siedmioletnią dziewczynką. Stanęła w jej obronie, a oni chcieli ją... wykorzystać. Wtedy nie rozumiałem, co się dzieje na moich oczach, poza tym, że faceci zdzierają ubrania z mojej Nicole, a ona walczy i krzyczy do mnie i tamtej dziewczynki, żebyśmy uciekali. Ona posłuchała. Ja nie mogłem się ruszyć, tylko cały czas szeptałem jej imię. Kiedy Nicole udało się kopnąć jakiegoś chłopaka w krocze, on się wkurzył, złapał jej głowę i uderzył nią o mur. Miałem nadzieję, że nie cierpiała.
-Kto to Nicole? - nagle zapytała Esther, a ja uświadomiłem sobie, że i teraz szeptałem imię siostry.
-Moja starsza siostra - burknąłem, starając się zniechęcić dziewczynkę do drążenia tematu, ale tylko ją zachęciłem.
-Też była inna, jak my? Zmutowana? Przyjechała z tobą na wyspę? Jaka była? O rany, nie chcesz o tym rozmawiać, przepraszam...
-Była dobra - przerwałem. - Lepsza niż ja, choć wydaje się to niemożliwe - zażartowałem, starając się rozluźnić Esther, ale ona tylko bardziej się zmartwiła.
-Możesz o niej opowiedzieć.
Nie wiem, czemu, ale opowiedziałem. Słowa same wychodził z moich ust, czasem robiłem przerwy, na wypadek, gdyby dziewczynka chciała o coś zapytać. Ale ona milczała, albo zachęcała żebym mówił dalej. W końcu skończyłem opowiadać, kiedy powiedziałem o tym, jak musiałem przez cztery lata sam sobie radzić, dopóki nie zdemaskowałem się przed psami, które oddały mnie swoim przywódcom, którzy z kolei wysłali mnie na wyspę.
-Mało szczęśliwe, nie? - uśmiechnąłem się kwaśno, wściekły, że opowiadam swoją historię dziewczynce, którą znam kilka godzin i to z kradzieży mięsa.

Esther? Taki smutek ;-;

czwartek, 10 września 2015

Od Esther CD Nicka

Patrzyłam za odchodzącym chłopakiem. Dziwny jest. Ale całkiem fajny. Całkiem.
Wlepiłam wzrok w udziec. Nie wiem, czy Nick zjadłby go sam. Taki chudy, niewiele wyższy ode mnie chłopiec? Egoista!
Wreszcie znalazłam Rittera. Szukałam go od wczoraj, bo gdzieś się zapodział. Dzisiaj, jak gdyby nigdy nic, wdrapał mi się na czubek głowy i popiskiwał cicho. Ten szczur mnie kiedyś wykończy. Nie zmienia to jednak faktu, że jest nad wyraz uroczy. No dobra, niektórych przerażają jego czerwone oczy. Ale to normalne u zwykłych, białych szczurków. Nadaje im to słodkości.
Znów popatrzyłam na jedzenie. Zaczęłam się zastanawiać, jak mógł zginąć ten tapir? Może ktoś od razu przeszył go strzałą? Albo... albo zginął w męczarniach w jakiejś pułapce? Jest także opcja, że komuś niezwykle sprawiała przyjemność powolne zabijanie zwierzaka.
I jeszcze jedno pytanie.
Czy jestem sadystką?

Nick? XD Opowiadanie poświęcone cennym przemyśleniom naszej małej morderczyni :'D