poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Isabelle CD Pote

Chłopak patrzał w gwiazdy. Dołączyłam się do niego. 
- Myślę, że jedna gwiazda to jedna ludzka dusza... - wyszeptałam. 
- Właśnie o tym myślałem uśmiechnął się lekko Pote. 
- Tam - wskazałam na jedną, samotną - Tam jest mój Alexander. Czeka na mnie... Tam z kolei - pokazałam palcem na grupkę gwiazd - Tam są twoi przyjaciele. Nawet jeśli kogokolwiek z nich zabiłeś, teraz się do ciebie uśmiechają... I starają pomóc w najtrudniejszych sytuacjach. 
Niektórzy sądziliby, że bredzę bezsensownie. Ja jednak jestem marzycielką. Patrzę w skupisko ciał niebieskich i myślę o duszach; kiedy mam szczęście, zawsze powtarzam sobie, że zawdzięczam to właśnie nim... I Komuś wyższemu. 
Opuściłam głowę. 
- Jestem ciekawa, gdzie jest moja rodzina... - szepnęłam smutno. 
- Miałaś rodzeństwo?
- Tak. Archie'go i Suzanne. Oboje trochę młodsi ode mnie. Ciekawe, co robią? Może właśnie któryś z nich został wylosowany na Igrzyska Śmierci? Albo zgłosił się na chętniaka? Bo w 2 dystrykcie to nie rzadkość. - dodałam, strzepując komara z nogi. - Wierzysz w anioły? - spytałam znienacka.

Pote?

Od Pote CD Isabelle

Westchnąłem.
- Zalezy. Jeśli w pierwszym miesiącu zwierzęta okazały się lepsze, nikt nie wygrywał. Mógł zostać tylko jeden zwycięsca. Najczęściej jednak kończyło się porażką każdego. Cztery czy trzy miesiące udręki, moga zmienić psychikę człowieka. Można tego nie wytrzymać i nagle pojawiają się trupy na drzewach - powiedziałem patrząc na zwierzęta. - Kogoś bliskiego... - powtórzyłem jej słowa, niczym echo - W ciagu tylu tygodni i bzykania się... - jakoś nie wstydziłem się o tym mówić, nie wiem czemu, moze dlatego, ze słynałem z tego, ze nie mam wstydu i jestem szczery? - ...można się przywiązac do całej twojej grupy. Było nasz chyba ośmiorga. Starałem się do nich nie przywiązywac, ale to było silniejsze ode mnie. Taki mam charakter. Jednak potem zrobiłem to, co musiałem - dokończyłem. Nadal byłem wściekły na siebie, ze tak postąpiłem. Jednak nic innego nie mogłem zrobić. - Dwóch znach straciło odwagę i zdrowe myślenie, przez co odebrali sobie życie. Potem reszta walczyła już ze sobą raniąc się nazwzajem. zabiłem swych przyjaciół, którzy byli niczym bracia - spojrzałem na niebo. Mówi się, ze zmarłe dusze przeobrażają się w gwiazdy, które potem idą do nieba. Spojrzałem dlatego na gwiazdy.

<Isabella?>

Od Pote CD Mitchella

- Kocham cię - jego głos był bardzo ściszony. Uśmiechnałem się delikatnie
- Co powiedziałeś? Nie dosłyszałem - udawałem, aby powiedział to głośniej. Z jego ust to było takie słodkie. Chyba na prawde jestem gejem i na prawdę go kocham. Kiedyś, nie miałem nawet styczności z dziewczynami, więc żeby zaspokoić chęć se*su, bzykałem się z facetami, więc byłem gejem. 
- Kocham cię - powtórzył głośnie. Objąłem go ramieniem. Drugą dłonią podniosłem jego podcródek i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Ja ciebie też moj lisku - po tych słowach pocałowałem go delikatnie w usta. Gdy się odsunałęm, pociągnałem go za ogon. Jęknał.
- Nie rób tak! - powiedział udając obrażonego. Zwiesił wzrok na ogniu, chociać widziałem że jego kącik ust jest podniesiony.
- Przepraszam Mitchi - przytuliłem go i znowu pociągnąłem za oko.
- Pinto! - walnął mnie w głowę.
- Ej! - zaśmiałem się. - To silniejsze ode mnie - dodałem patrzac na mnie przepraszającym wzrokiem. On tylko prychnął udajac obrażonego. Wiem, zę tego nie lubił, jednak nie mogłem się powstrzymać. Po za tym wiedziałem, że się na mnie nie obrazi.
- Weź wyjdź - odepchnął moja twarz swoją dłonią.
- Co mam zrobić, żebyś mi wy\baczył lisku -przytuliłem go od tyłu, łapiąc w tali.

<Mitchell?>

Od Catherine CD Alex'a

Schowałam sztylet i odetchnelam gleboko. Zsunelam sie powoli po skale na ziemie. Chłopak stał przede mną widocznie zmartwiony. 
-Oprocz tego, ze zgubilam plecak i mam male draśniecie na plecach to wszystko dobrze.-Mruknelam zla na siebie, za wlasną nieuwage. 
-Pokaz to draśniecie.-Powiedzial kucajac przy mnie. Przekrecilam sie troche i od slonilam dane miejsce.
-Ta.... male draśnięcie.-Stwierdzil sarkastycznie po chwili. 
-Oj dobra wylize sie.-Mruknelam wstajac. Bylam wykonczona przez uzycie mocy i ranna, dlatego kiedy tylko wstalam pojawily sie zawroty glowy. Oparlam sie o skale i westchnelam. 
-Zle sie czujesz?-Zapytal nieznajomy wstajac.
-Moze.-Szepnelam.
-Chodz na plaze tam jest bezpieczniej.-Powiedzial na co skinelam glowa i ruszylam za nim.
-Co sie ogolnie stalo?-Zapytal w trakcie marszu. 
-Zbieralam jakies nasiona, zeby zasadzic na terenie obozu, kiedy uslyszalam mrukniecie. Odwrocilam sie i zobaczylam jak pare metrow przede mna krazyl tygrys. Kot ruszyl na mnie, a ja stalam sie nie widzialna, ale nie zdazylam uskoczyc, przed kocimi pazurami. Przestalam byc niewidzialna i ruszylam do ucieczki, ale tygrys mnie dogonil, a potem sam widziales. Gdzies po drodze zgubilam plecak.-Staralam sie wytlumaczyc i sama sobie przypomniec cale wydarzenie. Wszystko dzialo sie tak szybko, nadal czuje jak serce wali mi jak oszalale. Chlopak kiwnal glowa w gescie zrozumienia. Doszlismy do plazy, kiedy moje nogi staly sie jak z waty. Zarylabym w piasek, ale uchronil mnie przed tych nieznajomy, ktory mnie przytrzymal.
-Dzieki.-Szepnelam, kiedy stawial mnie do pionu. Podeszlismy troche blizej wody i usiedlismy na piasku.
-Catherine, ale mow mi Cate.-Powiedzialam odchylajac sie do tylu. Lezalam teraz przygladajac sie chmura, ktore przybieraly rozne ksztalty. 
Alex

Od Isabelle CD Chloe

- Cześć - przywitałam się szybko - Jak tam leci? 
- W porządku. Z nogą jest coraz lepiej. A tam? - odpowiedziała Chloe. 
- Opuchlizna trochę zeszła... Rano już jej nie powinno być - dodałam po chwili. 
Usiadłyśmy obok siebie przy ognisku. Patrzałyśmy na różne osoby grające na ich gitarach i na te śpiewające. 
- Cóż za talent! - westchnęłam z podziwem. 
- Umiesz na czymś grać? - zapytała dziewczyna. 
- Trochę na skrzypcach, ale mistrzem to nie jestem - zaśmiałam się - A ty?

Chloe? Wiem, że ohydnie krótkie, ale muszę do kogoś zadzwonić, a jestem na komórce XD

Od Mitchella CD Pote

Niechętnie puściłem chłopaka a ten wstał i poszedł rozpalić ogień, ja natomiast okryłem się futrem i poszedłem za nim. Pote zbierał drewno na ognisko a gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się lekko po czym wrócił do zbierania drewna. Chętnie mu pomogłem dzięki czemu po kilku minutach wróciliśmy do mojego szałasu. Chłopak położył drewno i zaczął rozpalać ogień potem dołożył drewna i mieliśmy ognisko.
- Możesz przynieść tego ptaka? Leży na tamtym kamieniu - odparł i wskazał ręką kamień leżący niedaleko mnie. Skinąłem lekko głową i poszedłem po ptaka. Pote nadział go na kij i oparł go na innym patyku wbitymcw ziemię tak że nie musiał trzymać tego pierwszego kija. Usiadłem na kamieniu znajdującym się przed moim szałasem. Niespodziewanie Pote usiadł obok mnie. Wzdrygnąłem się lekko ale po chwili zrelaksowałem się i oparłem głowę o jego ramię
- Kocham cię - powiedziałem ściszonym głosem
- Co powiedziałeś? Nie dosłyszałem - uśmiechnął się lekko
- Kocham cię - powiedziałem głośniej

Pote?

Od Isabelle CD Pote

Otarłam łzy i uśmiechnęłam się lekko. Również przytuliłam się do Pote, ale tylko na chwilkę; poczułam się po prostu trochę... Dziwnie.
- Dzięki za wsparcie - powiedziałam z uwielbieniem. Może bym go nawet pocałowała w policzek, gdyby nie jeden wiadomy fakt.
Siedzieliśmy chwilę cichutko. Słońce wychodziło już zza drzew, a pojedyncze promyki przedzierały się przez liście.
Patrzyłam na ten piękny widok dłuższą chwilę.
- Oboje mieliśmy ciężko... - westchnęłam, ale już nie płakałam.
Chłopak pokiwał głową.
- Może dlatego też łatwiej ci zapomnieć, bo nie miałeś na arenie kogoś tak ważnego jak dla mnie Alexander. Tak bardzo chcieliśmy wygrać razem. Tak w ogóle, to miałeś kogoś bliskiego? Na przykład przyjaciela na tych igrzyskach? I czy tam też mogła wygrać tylko jedna osoba? - zapytałam z ciekawości.
Słońce było coraz wyżej i wyżej, na polanę obok schodziły się sarny, pijąc wodę ze strumyka. Gdybym tylko miała aparat...

Pote?

Od Dani CD Cameron'a

- Dobra. - rozmowa jakoś się nie kleiła, więc postanowiłam ją zakończyć. - To do zobaczenia.
- Tsa... Cześć.
Wyszłam z kuźni, jednak nie skierowałam się w stronę kliniki. Uznałam, że sobie poradzą.
W domu byłam po czterdziestu minutach. Dzięki moim zdolnościom miałam wszystko, co mi potrzebne. Długo zajęło mi nauczenie się jak poprawnie łączyć materię ze sobą i w ten sposób tworzyć np. słodką wodę, czy pastę do zębów. Nie była ona taka sama, jak ta z fabryki, typu Blend-a-med, czy Elmex, ale zawsze coś. Umyłam się i wyszorowałam zęby. W zwyczaju miałam ich mycie kilka razy dziennie.
Rozległo się pukanie, więc zawinęłam się w ręcznik i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się znajoma twarz.
- Cameron?!

~*~
#zakrótkie #brakweny

Od Pote CD Catherine

Ponownie spojrzałem na nogę. Była spuchnięta i czerwona. Posmarowąłem ją mascią.
- Co to? - dziewczyna wskazała na maść.
- To przyśpieszy leczenie - wytłumaczyłem i ponownie zabandażowałem dziewczynie nogę. Odwróciłem się do niej plecaki i kucnąłem. - Wskakuj na plecy - powiedziałem.
- Dam radę iść - westchneła głęboko z lekkim poirytowaniem. Przewróciłem oczami.
- Nie będę iść z tobą na plecach - odpowiedziałem i nadal stałem w takiej pozycji.
- No to czego chcesz? - chyba powoli się denerwowała. Wstałem i wzięłam ją na ręce. Zawiesiłem przez ramię, po czym ona zaiwesiła mi się na szyi. - Trzymaj się - objęła mnie nogami, a w dłoniach rozluźniła uścisk, bo prawie mnie dusiła. Ukazałem swe skrzydła z pod pleców i wzleciałem w niebo. Na początku usłyszałem krzyk. - Nie bój się. Jeśli się nie puścisz, to nie spadniesz - powiedziałem i zacząłem lecieć szybciej w stronę obozu. - Wcześniej ci ich nie ukazywałem, bo nie używam ich zawsze. Trzeba sobie jakoś radzić. - dodałem machajac co jakiś czas skrzydłami, aby zostać na tej samej linii na niebie.

<Catherine?>

Od Pote CD Isabelle

Było mi trochę łupio. W sumie to ja wspmniałem o tych igrzyskach. Skierowałem wzrok w lewą stronę i siedziałem przez kilka sekund w ciszy. Tak jakbym swoje całe życie oglądał włąśnie po tej lewej stronie.
- Od piątego roku życia. Jako jedyny syn, sprzedali mnie - powiedziałem do spokojnie. Już nie można powiedzieć, że obojętnie, bo takiego czegoś nie da się powiedzieć bez uczuć. Skierowałem wzrok na dziewczynę. - Dlatego świetnie się czuje na drzewach i w lesie - dodałem z delikatnym uśmiechem.
- A na czym polegały twoje igrzyska? - zadała pytanie i otarła resztę łez.
- Wszystkich dwudziestolatków dzielono na kilka grup, po kilka osoby, przypadkowo. Mieliśmy jedną noc na zapoznanie się bardzo dobrze. Mieliśmy walczyć ze zwierzetami przez miesiąc. Kolejny miesiąc polegał na wybiciu przeciwnych grup. A potem już mieliśmy zabijać się nazwajem - ostatnie słowa powiedziałem trochę smutniej, jednak zamiast tego, się uśmiechałem. - Udało mi się wygrać, dzięki czemu mogłem opuścić wyspę - skończyłem swoją historię. - Nie płacz - powiedziałem czule. - Każdy coś strasznego przezyje, ale nie ma co lać łzy - powiedziałem do dziewczyny, juz bez uśmiechu, tylko ze współczuciem.
- A ty je powstrzymujesz? - zapytała. Gdy ujrzałem w jej oczach kolejne łzy, wstałęm i wszedłem na jej gałąź. Usiadłem przed nią.
- Najzwyczajniej w świecie, znudziło mi się - ponownie się uśmiechnąłem do niej ciepło, po czym ją przytuliłem. - Jednak nigdy nie powstrzymuj łez - spojrzałem je w twarz z ciepłym uśmeichem.

<Isabella?>

Od Chloe CD Camerona

Powiem szczerze. Uwielbiam się śmiać z innych ludzi.
- Będziesz miał teraz nawilżoną skórę - powiedziałam między kolejnymi salwami śmiechu.
- O, chcesz trochę? - zapytał po czym z prędkością światła złapał mnie za nadgarstek zostawiając na nim tłusty ślad.
- To oznacza wojnę. - powiedziałam mrużąc oczy - Ale nie tutaj. Policzymy się na wieczornym ognisku.
Diametralnie zmieniłam wyraz twarzy z szyderczego w lekki uśmiech "Mona Lisy".
- Do zobaczenia, aktoreczko - powiedziałam i kołysząc biodrami wyszłam z kuźni.
Łowy przebiegły idealnie. Sztylet był jakby stworzony dla mnie. Idealnie pasował do mojej ręki, świetnie wyważony. "On na prawdę zna się na swoim fachu" pomyślałam. Oczywiście, nigdy nie powiedziałabym mu tego w twarz. Moja duma mi na to nie pozwala. Dziś upolowałam syty obiad dla co najmniej dwóch tuzinów osób. Byłam z siebie bardzo dumna. Dziewczyny słabe, tak? Zadowolona udałam się na popołudniową drzemkę. Chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy jaka byłam zmęczona... Kiedy się obudziłam, słońce chyliło się już ku zachodowi. Za około godzinę zacznie się ognisko. Przeciągnęłam się niczym leniwy kot (którym, nie oszukujmy się po części byłam) i przeczesałam włosy palcami. Po krótkim zastanowieniu spięłam je w ciasny kok i wyszłam z namiotu. Ruszyłam do centrum wioski. Kilku kowali rozpalało ognisko. Nie było wśród nich Camerona.
- Czyżby nasza aktoreczka tchórzyła? - mruknęłam do siebie.
Pożyjemy, zobaczymy. Usiadłam na wolnym miejscu, i jak to miałam w zwyczaju obserwowałam ludzi. Dziewczyna z orlimi skrzydłami rozmawiała z drugą dziewczyną z wilczymi uszami i ogonem. Chłopak wyglądający normalnie próbował zarwać do jednej z popularniejszych dziewczyn na Memorii - Ashley (była niesamowicie piękna, a jej śpiew hipnotyzował. Chyba była spokrewniona z jakimiś mitycznymi stworzeniami). W oddali zobaczyłam kilku osiłków niosący basen z Rozalią - krzyżówką dziewczyny z rekinem (Miała rekini ogon i płetwy wystające z pleców i brzucha). Potem mój wzrok padł na mężczyznę około dwudziestki z lekkim zarostem. Cameron. Wstałam i z szerokim uśmiechem zaczęłam klaskać.
- Któż to przybył - powiedziałam szyderczym tonem - Zapraszamy, zapraszamy. Czuj się jak u siebie!
- Zabawna jesteś. - mruknął.
- To co? Solo na osobności czy walka przy całej wiosce? Mam nadzieję, że pamiętasz o naszym małym pojedynku na smar.


<Cameron? Stań do walki na smar!>

Od Catherine CD Pote

-Catherine, ale mów mi Cath lub Cate.-Powiedziałam, po przełknięciu kawałka mięsa.
-Miałaś trochę pokiereszowaną łydkę, ale powinna dobrze się goić.-Stwierdził po chwili ciszy, w czasie, której zdążyłam zjeść posiłek.
-Dobrze wiedzieć.-Szepnęłam i lekko się uśmiechnęłam.
-Połóż się, powinnaś jeszcze odpocząć, jutro czeka nas dłuższa droga.-Powiedział, a ja kiwnęłam głową i położyłam się bliżej ogniska.
***
Wstałam kolejnego dnia rano, kiedy ognisko już wygasło. Pote już dawno był na nogach. Przeciągnęłam się i wstałam, jednak syknęłam, kiedy postawiłam lewą nogę na ziemi.
-Jednak droga, będzie trochę dłuższa.-Mruknął chłopak podchodząc bliżej i starając się lepiej opatrzyć moją łydkę, jednak na marne.
-Dobra to w drogę.-Powiedział i z jego pomocą zaczęłam kuśtykać w stronę obozu.
***
Po pewnym czasie byliśmy w już całkiem blisko, oboje zmęczeni, kiedy nagle coś zaszeleściło w krzakach. Złapałam mocniej chłopaka i sprawiłam, że staliśmy się niewidzialni. Wielkie stwór przeszedł obok nas jak gdyby nigdy nic.
-Co ty zrobiłaś?-Zapytał zdezorientowany szatyn.
-Drobna sztuczka.-Szepnęłam i odetchnęłam głęboko, gdyż ta "sztuczka" kosztuje dużo energii zwłaszcza na dwie osoby. Pote posadził mnie na kamieniu, a ja nadal głęboko oddychałam.
Pote

Od Isabelle CD Pote

Zatkało mnie.
- Ja uczestniczyłam w GŁODOWYCH Igrzyskach. - wstrzymałam powietrze.
Już prawie zdążyłam zapomnieć i powrócić do normalnego życia, a tu bach! Wspomnienia wracają.
- Tak?...
Pokiwałam głową, a po policzkach spłynęły mi łzy.
- Tam zginął Alexander - ciężko było mi wydusić jakiekolwiek słowa - I obiecałam mu, że wygram. Zabiłam całą bandę debili, która mi go zabrała...
Ukryłam twarz w dłoniach. Szlochałam cicho.
- Jesteś trochę do niego podobny - szepnęłam, gdy się trochę uspokoiłam.
Pote tylko uśmiechnął się blado.
- Obiecałam być silna. Stamtąd mam to - pokazałam mu bliznę biegnącą przez całe udo aż za kolano.
- A więc mieszkałaś w Panem? - zapytał chłopak.
Przytaknęłam.
- W drugim dystrykcie. To tam są zawodowcy.
- Myślałem, że w Anglii...
- Tam się urodziłam - poinformowałam - Ale moi rodzice stracili obywatelstwo. Nie powiedzieli mi nigdy, dlaczego. A ty, długo siedziałeś na tych swoich igrzyskach? - postanowiłam zmienić temat. Ciężko mi było rozmawiać o przeszłości.

<Pote? Uznajmy, że realia Panem to rzeczywistość a nie książka XD>

Od Alexa do Catherine

Usiadłem na jednym z pobliskich kamieni by chwilę odetchnąć. Czekała mnie jeszcze długa podróż po wschodniej stronie wyspy. Zdjąłem plecak, po czym położyłem go na piasku, a następnie otworzyłem jedną z kieszeni i wyjąłem z niej butelkę wody. Wziąłem kilka dużych łyków. Słońce dziś paliło niemiłosiernie, jednak ja czułem się wyłącznie wykończony fizycznie. Musiałem choć na moment się zatrzymać, mimo że uwielbiałem swoją pracę. Dawała mi wiele radości, ale także intrygowała. Potrafiłem całe dnie spędzać na poszukiwaniu zaginionych duszyczek lub badaniu nowego terenu. Czasem nawet znajdywałem ciekawe okazy zwierząt, z którymi mogłem porozmawiać, jednocześnie ich nie mordując, tak jak to robili łowcy. Dzięki temu poznawałem ich zachowania względem ludzi, drapieżników lub istot z tego samego gatunku. Niektóre żyły w większych grupach, inne w mniejszych, a jeszcze inne były samotnikami. Zupełnie tak jak ja. Nigdy nie zdradziłem ich umiejscowienia łowcom. To byłoby wbrew mojej woli. Spojrzałem leniwie na spokojne morze i ledwo dostrzegalne fale. Kompletna cisza. Tylko lekki szum. Nic więcej. Stłumiłem ziewnięcie. To nie była pora na sen. Jeszcze nie. Schowałem napój do plecaka. Przez niecałe pół minuty wlepiałem wzrok w wielką wodę. Później zarzuciłem pakunek na plecy i podniosłem się. Ruszyłem przed siebie, wzdłuż brzegu, ale z każdym kolejnym krokiem oddalałem się od niego. W końcu moim oczom ukazał się gęsty las, przypominający dżunglę. Powoli zagłębiałem się coraz dalej, wypatrując czegoś choć odrobinę interesującego. Jednak oprócz wysokich drzew, można by rzecz - sięgających nieba, mnóstwa lian i zielska nie było kompletnie nic. Nagle usłyszałem donośny krzyk. Lekko się wzdrygnąłem, lecz po chwili przyszło mi na myśl, iż może to być jakiś nowy mieszkaniec, który spotkał jedno z dzikich zwierząt. Postanowiłem nie ryzykować, więc wyciągnąłem swój podręczny sztylet, który miałem zawsze w wypadku niebezpieczeństwa. Ostrożnie przeszedłem przez zarośla i skryłem się za jednym z ogromnych pni drzew. Przy wielkim głazie spostrzegłem jakąś dziewczynę, opierającą się o niego, z wyciągniętą bronią i celującą w dorosłego tygrysa, który zmniejszał odległość między nimi. Bez zastanowienia, wyskoczyłem zza pnia i ruszyłem pędem na pomoc. Zwierzę gwałtownie odwróciło się w moją stronę. Podczas biegu udało mi się schować sztylet. Patrzyłem dzikiemu kotowi prosto w oczy, nie zważając na krzyki spanikowanej szatynki. Wypowiedziałem kilka słów w niezrozumiałym dla ludzi języku.
- Wracaj do swojego stada. Tam będziesz bezpieczny.
Tygrys widocznie zrozumiał moją mowę, ponieważ odszedł, wydając tylko cichy pomruk niezadowolenia. Rzuciłem okiem na wstrząśniętą kobietę. Podbiegłem do niej i spytałem od razu:
- Wszystko w porządku?

~♣~

Catherine?

Od Dani do Cate

Szłam sobie spokojnie po plaży. Był wieczór, jednak słońce jeszcze nie zaszło. W lewej dłoni trzymałam otwarty kokos, a przez bambusową rurkę piłam z niego mleko kokosowe.
Zawiał lekki wiatr, kiedy usiadłam na dużej skale, o którą co chwilę rozbijały się fale. Podśpiewywałam sobie pod nosem piosenki, które zawsze słuchałam z tatą. The Beatles, Queen, Elton John... To był jego styl. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak za nim tęsknię. Czy mnie szuka? Czy próbuje się ze mną skontaktować?
Moje rozmyślenia przerwał odgłos kroków. Odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam dziewczynę. Stała na jednej nodze, a dłonie z drugą nogą miała splecione nad głową. Od razu było widać, że jest bardzo rozciągnięta.
Nie chcąc mieć z nią bezpośredniego kontaktu, chciałam cicho zejść z kamienia i pójść dalej, jednak coś zawsze musiało pójść nie po mojej myśli. Z hukiem upadłam na mokry piasek, a do tego ogromna fala prawie mnie przykryła. Nie dość, że byłam mokra i brudna, to właśnie ktoś miał mnie taką zobaczyć.
- Halo? - dziewczyna zaczęła wołać.
To tak jak w tych horrorach: oczekujesz, że odpowie ci "Tutaj!" albo "Jestem w kuchni, chcesz kanapkę z nutellą?".
Jednak chciałam nie być aż tak zła, więc odpowiedziałam:
- Tu!
Po chwili pojawiła się przy mnie i pomogła mi wstać.

Od Camerona CD Danielle

Słysząc rozmowę za plecami od razu się odwróciłem. Chcę mieć to już z głowy. Nie żeby przeszkadzało mi towarzystwo kobiet, jednakże jestem zajęty. No dobrze, cały czas mam coś na głowie, ale to nie ważne.
- To ja. – podniosłem zgiętą rękę przy okazji zdejmując brudną rękawicę. – I od razu mówię, że nie masz czego tu szukać, ponieważ zabiorę się za igły dopiero po skończeniu strzał.
Blondynka potrząsnęła głową najwyraźniej nie mając nic ciekawego go powiedzenia.
- Jestem Cameron. – wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny. Skoro mamy się widzieć jeszcze raz, warto jest przynajmniej znać imię, żeby wiedzieć kogo wołać.
- Danielle. – dziewczyna uścisnęła nieufnie moją dłoń. – To… kiedy mogłabym mniej więcej odebrać igły?
- Rano. Takie było zamówienie. No… może uda mi się trochę wcześniej. Nie wiem. – wzruszyłem ramionami.

Danielle?

Od Cameron'a CD Chloe

Obserwując poczynania Chloe oparłem się o blat zawalony narzędziami. Nie minęło wiele czasu, gdyż nie jestem cierpliwą osobą, a miałem jeszcze wiele pracy na głowie, więc powiedziałem: 
- Jeśli nie masz nic przeciwko, zabiorę się za robotę. Tobie radziłbym ta samo. I nie przypatruj się temu sztyletowi zbyt wiele. Oboje nie chcemy, by coś rzuciło się na ciebie i uszkodziło twoją śliczną twarzyczkę. – uśmiechnąłem się pogardliwie. Opanowałem tę minę do perfekcji. 
- Na mnie nic nie odważy się na mnie rzucić, aktoreczko. – odwzajemniła gest Chloe, na co parsknąłem śmiechem. Dobrze, muszę przyznać, że w ciągu tych kilku minut już ją polubiłem. 
Pokręciłem głową z niedowierzaniem i odwróciłem się w stronę blatu zawalonego narzędziami i jakimiś kawałkami metalu. Sięgnąłem po pojemnik ze smarem w celu przestawienia go w jakieś bezpieczniejsze miejsce, gdzie się nie przewróci i nie zaleje wszystkiego wokół, ale w ostatniej chwili cała zawartość puszki wylała się akurat na mnie.
Westchnąłem przeciągle przypominając sobie, że Chloe nadal za mną stoi i trzęsie się ze śmiechu.
- Coś jeszcze? – zwróciłem się w stronę dziewczyny, która już zasłaniała usta dłonią.
- Prędzej ty uważaj na swoją „śliczną twarzyczkę” – brunetka puściła mi oczko i zwróciła się w stronę wyjścia nie ukrywając wesołości.
No zajebiście.

Od Pote CD Catherine

Zdenerwowałem się. Nie mogłem nic upolować. Nic nie mogłem znaleźć w tym chole*nym lesie, dlatego postanowiłem wyruszyć tam, gdzie są przywożeni nowi ludzie z nadmocami. Tam właśnie znalazłem stworzenie, które zaczęło mi uciekać, a potem zaatakowało dziewczynę.

- Jakieś cztery dni - oparła. Kiwnąłem głową. Ponownie przekręciłem zwierzę. Sam nie wiem, czym ono było. Jednak byłem w stu procentach pewny, że było jadalne. 
- Głodna? - zapytałem, po czym zabrałem kij, na którym było nadziane mięso tego stworzenia. - Twój potwór - uśmiechnąłem się ciepło. Dziewczyna delikatnie skineła głodna. Rzuciłem jej patyk, po czym ona go z łatwością złapała. - Jednak nie jesteś aż tak wykończona - stwierdziłem patrząc na nią. Przez chwilę patrzyła nie ufnie na mięso. Gdy zaburczało jej w brzuchu, odważyła się wziąść kęsa.
- Kim jesteś? - zapytała po chwili ciszy, gdy przełknęła mięso.
- Pote. Ale mówią mi Pinto - po tych słowach wstałem i dorzuciłem do ogniska trochę drewna, bo zaczynało gasnąć. - A ty? - zapytałem gdy usiadłem na swoje wcześniejsze miejsce.

<Catherine?>

Od Danielle do Camerona

Od dziecka lubiłam oglądać wschody i zachody słońca. Zawsze patrzyłam na nie przez ogromne okno w moim pokoju, siedząc na parapecie i popijając gorącą herbatę lub rzadziej, czekoladę. Teraz też miałam taką możliwość: przechadzałam się po plaży patrząc na wschodzące słońce. Wiedziałam, że wiąże się z tym duże ryzyko. Przecież tyle zakamarków tej wyspy nie zostało jeszcze odkryte! W każdej chwili zza drzew mogło coś wyskoczyć i zabić mnie na miejscu. Jednak nie przejmowałam się tym zbytnio - i tak już nic nie miałam do stracenia.
Wstałam z piasku, na którym od jakiegoś czasu siedziałam i ruszyłam szybkim tempem w stronę wioski.
W klinice już wszszystko na mnie czekało. Od liści opatrunkowych, po nicie zrobione z wierzchniej warstwy bambusa.
W poczekalni siedziały może dwie osoby. Zaprosiłam jedną z nich, która, jak się okazało, miała przedramię rozcięte tak bardzo, że widać było kość. Z rany jednak nie sączyła się krew - musiała zostać dobrze zatamowana, jednak trzeba było jeszcze ją zaszyć.
Otworzyłam szufladę, jednak nie znalazłam w niej żadnej igły.
- Meg!
Do gabinetu weszła niska brunetka.
- Tak?
- Mamy jeszcze jakieś igły?
- Niestety - podrapała się po karku - ale nie. Wczoraj wieczorem złożyłam zamówienie u kowala, będą dopiero na rano.
- Dobra, dzięki.
Przeprosiłam pacjentkę i kazałam jej przyjść jutro z samego rana. Chwyciłam kapelusz i wyszłam z budynku.
Do kuźni nie było daleko, dosłownie kilka minut drogi. Weszłam do środka i zapytałam się jednego z mężczyzn:
- Przepraszam, nie macie może igieł na zbyciu? - wytarłam kilka kropel potu z czoła, było tam potwornie gorąco.
- Zgłoś się do Camerona, on ci pomoże. Ja nie mam czasu... - dokończył i poszedł w przeciwną stronę.

~*~
Cameron?

Od Pote CD Mitchella

Pocałował mnie. Szok! Objął mnie na szyi i pocałował! A przed chwilą, bał się nawet mojej ręki. Poczułem się... no nie ma takiego określenia. Jakbym był w siódmym niebie. Objąłem chłopaka w pasie. Odwzajemniłem pocałunek, gdy tylko odsunął minimalnie swoją głowę.
- Kocham cię - szepnąłem mu na ucho. Wziąłem go na ręce i usiadłam z nim na kolanach na łóżko. Wtulił się we mnie, jakbym był jego pluszakiem. Nadal się trochę trząsł. Jak widać, łatwo tego nie zapomni. Praktycznie chyba nigdy tego nie zapomni. Jednak ja będę przy nim i nie dam go już nigdy zranić. Inaczej zrzucę się ze skały, wpierw odcinając sobie skrzydła. - Głodny? - spojrzałem na jego szkliste oczy. Nadal miał je mokre od płaczu.
- Trochę - złapał się za brzuch. 
- A może być grzędownik? - uśmiechnąłem się zwycięsko. W końcu udało mi się coś złapać i to nie małego. Duży ptak, gruby i soczysty. Wystarczy oskubać z piór, rozciąć, po czym rozpalić ognisko i przypiec go. Potem można go doprawić jagodami i ziołami. Będzie o wiele lepszy. Chłopak się uśmiechnął delikatnie. Nadal był we mnie wtulony i patrzył na mnie z dołu. Rozczochrałem jego włosy. Uwielbiam to robić tak samo, jak ciągnąć go za jego lisi ogon.

<Mitchell?>

Od Pote CD Isabelle

Zamyśliłem się. Wziąłem dwa kęsy soczystego owocu. Spojrzałem na niebo. Piękne i rozgwiażdżone. Ponownie skierowałem wzrok na dziewczynę, która ciągle się na mnie patrzyła i czekała na odpowiedź. Wyrzuciłem ogryzek na ziemię, a ręke ponownie schowałem za głowę i się o nią oparłem, jak na pierwszej.
- Więzienne Igrzyska - dwa słowa, które mogły wyjaśnić całe me życie. Dziewczyna tylko się zdizwiła. No w sumie, kobiety o tym nic nie slyszały. Tylko faceci i to nie liczni. Prawie każdy tam zginął, a ci, którzy żyją, są rozsiani po świecie i tak żadcy, jak śnieg w afryce. 
- Nie rozumiem - odparła w końcu zakłopotana.
- Wyspa na środku morza. Podzielona na trzy części. W jednej znajdowały się chłopcy w wieku od pięciu lat do czternastu, a w drugiej faceci od pietnastego roku życia do dwudziestego. Każdego pięciolatka się tam wysyłało, za co rodzice dostawali tyle kupy kasy, ze mogli zostać milionerami. Trzecia część wyspy, największa, to była miasto i tyle. Ludzi i nic więcej. Wszystkim się szkoliło na wojowników, którzy by zabijali bez skrupołów. Nie mieli uczuć. Tak jakby marionetki tej wyspy. Niektórzy umierali szybko, albo nie wytrzymali psychicznie i odebrali sobie życie, albo natura zwyciężyła, albo zostali zamordowani przez rówieśników. Nawet pięciolatek mógł zabić czternastolatka, jeśli był słaby. Właśnie z tamtąd pochodzę. Jako dwudziestolatek, jak każdy, byłem wysyłany na Więzienne Igrzyska. Coś w stylu Głodowe Igrzyska, jednak tam panowały inne zasady - skończyłem. - A kobiety po prostu nie istniały w naszym świecie, jedynie w tym mieście, gdzie i tak był zworzone z innych kraji, gdzie się nimi hadlowało i się je wykorzystywało.

<Isabelle?>

Od Catherine

Siedziałam na plaży, gdzie parę dni temu przetransportowali mnie normalni ludzie..... Kiedy byłam zamknięta słyszałam, że osoby takie jak ja są po drugiej stronie wyspy. Powinnam chyba iść tam, ale parę dni dochodziłam do siebie, kiedy zostałam wyrzucona ledwo żywa na brzeg. Wstałam przyglądając się ostatni raz wschodowi słońca z tej strony wyspy. Zagłębiałam się w gąszcz co raz bardziej. Mijały godziny, a ja coraz bardziej opadałam z siły, jednak przeceniłam swoje umiejętności. Zatrzymałam się, żeby na chwile odpocząć. Usiadłam pod drzewem, ale po chwili zerwałam się na równe nogi przez szelest, który dobiegał z tyłu. Patrzyłam w jedno miejsce, z którego po chwili wyłoniło się dzikie zwierzę, które nie czekało... Rzuciło się na mnie i przygwoździło do ziemi. Walczyłam... przynajmniej się starałam. Udało mi się wygramolić z pod cielska. Biegłam z rozciętą łydką, w pewnym momencie upadłam, a obok mnie cielsko nieżywej bestii. Spojrzałam do góry tracąc powoli kontakt z rzeczywistością. Zobaczyłam sylwetkę mężczyzny, a potem straciłam przytomność.
***
Uchyliłam powieki i zobaczyłam ogień. Natychmiast odskoczyłam jak oparzona. Po chwili dopiero zorientowałam się, że to ognisko.
-Wszystko w porządku?-Usłyszałam głos, który należał do postaci siedzącej po drugiej stronie. Spojrzałam na łydkę, która była zabandażowana.
-Tak.-Szepnęłam nie spuszczając wzroku z nieznajomego.
-Jutro wyruszymy w podróż do obozu. Dużo przeszłaś sama i przeżyłaś. Od kiedy tu jesteś?
-Jakieś cztery dni.-Odparłam.
Jakiś przedstawiciel płci męskiej?

Od Mitchella CD Pote

Chłopak coś do mnie mówił ja jednak nie słuchałem go. Wtuliłem się w niego i dalej płakałem. Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?! Zacisnąłem ręce na koszuli chłopaka i starałem się uspokoić jednak nic to nie dało. Czułem jak chłopak delikatnie przeczesuje ręką moje włosy co chociaż odrobinę pozwoliło mi się uspokoić. Zamknąłem oczy i starałem się zasnąć jednak po godzinie prób nadal nie mogłem zasnąć. W głowie ciągle miałem to okropne zdarzenie z dzisiejszego dnia. Chłopak najwyraźniej zauważył to że próbuję zasnąć więc zaczął śpiewać mi jakąś kołysnakę. Otworzyłem oczy i popatrzyłem na chłopaka po czym znowu je zamknąłem. Odetchnąłem głęboko i wsłuchując się w jego głos zasnąłem.
Obudziłem się następnego dnia dopiero gdzieś koło południa. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokoło. Moją uwagę przykuł Pote wchodzący do mojego domu.
- Hej - uśmiechnął się podchodząc do mnie. Chłopak wyciągnął rękę w moją stronę ale ja natychmiast odsunąłem się od niego najdalej jak tylko było to możliwe - Nie musisz się mnie bać - nadal mówił spokojnym tonem i powoli usiadł na przeciwko mnie. Spuściłem głowę i wbiłem wzrok w moje ręce. W jednej chwili poczułem jego dłoń ujmującą mój podbródek tak abym patrzył mu w oczy. Kiedy popatrzyłem na niego moje oczy zalały się łzami. Nie wiem co mi odwaliło ale zarzuciłem ręce na jego czyję i pocałowałem go. Jedno jest jednak pewne. Tak cholernie go potrzebowałem...

Pote?

Od Chloe do Cameron'a

Był ranek. Jak zwykle Łowcy wstali najwcześniej. Ruszyłam do miejsca zbiórek. Po codziennej pogadance mieliśmy ruszać. Niektórzy pobiegli od razu. Ja jednak udałam się do składziku ze zbroją, by wziąć nowy sztylet. Mój był już mocno zmęczony życiem. Ze zdziwieniem zauważyłam, że mojej broni brakowało. Nie ma mowy, żebym ruszyła na łowy bez sztyletów. Zdeterminowana ruszyłam w stronę kuźni. Niektórzy kowale byli już na nogach.
- Hej! - krzyknęłam. Jeden chłopak się odwrócił. Rozglądnął się i westchnął ciężko. Widać nie lubił kiedy przerywa mu się w pracy.
- Potrzebuję sztyletu - oznajmiłam rozkazującym tonem.
- To go sobie zrób - roześmiał się udając, że rzuca ku mnie rozżarzony pręt. Instynktownie się uchyliłam. Zdenerwował mnie.
- Potrzebny mi jest do wykonywania moich obowiązków - powiedziałam z wysoko uniesioną głową.
- Co będę miał z tego, że dam ci twój sztylecik? - zapytał i uśmiechnął się szyderczo.
Uśmiechnęłam się uwodzicielsko i podeszłam do chłopaka.
- Ja płacę w naturze - odpowiedziałam przygryzając wargę.
- Fu, to chyba nie masz zbyt wielu rzeczy - odpowiedział udając obrzydzenie.
Oblizałam wargi.
- Wręcz przeciwnie, kotku - mruknęłam po czym szczerze się roześmiałam. - Podoba mi się twoje nastawienie do świata. Jak masz na imię?
- Cameron.
- Ja ta aktorka? - uśmiechnęłam się wrednie.
- A ty? Jak masz na imię? - zapytał ignorując moją uwagę.
- Chloe Wednesday. Łowczyni. A teraz, poproszę swój sztylet. Nie chcesz mojej zapłaty, trudno. - powiedziałam wyciągając rękę.
Pokręcił głową z politowaniem i sięgnął ręką pod stół wyjmując spod niego sztylet. Był bardzo starannie wykonany, a na rączce miał wygrawerowane motywy roślinne. Powiem szczerze - zrobił na mnie wrażenie. Nigdy nie myślałam, że broń może być tak śliczna.


Cameron?

Cameron Dallas

https://40.media.tumblr.com/c5c5ebd3185a76da51e02ac46cd4f2fe/tumblr_nnfbzyd7Ko1sckvwxo1_500.jpg 
Cameron Dallas - 20 lat

Od Danielle do Alexandra

Jak co sobotę, w wiosce organizowane było ognisko integracyjne. Wszyscy mieszkańcy spotykali się na głównym placu i siadali dookoła ognia, wspominając ich życie przed Memorią. Tak było i dzisiaj.
Gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, wyszłam z domu kierując się na miejsce wieczorku zapoznawczego. Gdy już się tam znalazłam, usiadłam blisko ognia, gdyż noc miała być jedną z chłodniejszych. Dokładnie w momencie, gdy zapadł zmrok, zaczęły się rozmowy. Jak zwykle, pierwszym elementem programu było prezentowanie swoich umiejętności. Jako, że nie miałam okazji wczesniej uczestniczyć w czymś tego rodzaju, postanowiłam spróbować. Zaczęło się.
Pierwszą osobą, która pokazywała swoją zdolność, była ciemna blondynka, która na plecach miała piękne, duże skrzydła jak u jastrzębia. Drugi był dość pulchny mężczyzna władający ogniem, a następnie dziewczyna umiejąca zmienić kolor skóry. Cała trojka spotkała się z brawami ze strony publiczności.
Gdy nadeszła moja kolej, byłam lekko zdenerwowana. Coś mogło pójść nie tak, jak to czasami się działo w moim pokoju akademickim, gdy ćwiczyłam. Szybko jednak odgoniłam od siebie te myśli. Zapytałam się o ochotników, a jeden chłopak - brunet - podniósł rękę do góry. Gdy go ostrzegłam, nie przejął się tym zbytnio, więc zaczełam robić swoje.
Skupiłam się maksymalnie na tym, co chciałam zrobić.
Ciało chłopaka podniosło się kilka centymetrów nad ziemię i zastygło w jednym miejscu. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę, a brunet podniósł się jeszcze wyżej. Kiedy zobaczyłam jego przestraszoną twarz, postanowiłam opuścić go na ziemię. Rozległy się oklaski i kilka osób poklepało mnie po ramieniu. Z jedną dziewczyną przybiłam nawet żółwika.
Zrobiło mi się cieplej, więc odeszłam od ognia, żeby nalać sobie czegoś mocniejszego. Przy drewnianym stole stał dość wysoki blondyn - też nalewał sobie ananasowego ponczu.
- Tobie też nalać?
- Nie, dzięki. Dam sobie radę.
- Tak w ogóle to jestem Alex.
- Danielle.

~*~
Alex? ^^

Od Penelope do Alexandra

Jestem Badaczem. Zobowiązałam sie do szukania na Memorii nowych źródeł wody i ewentualnych zesłańców (przepraszam - MIESZKAŃCÓW). Jest to praca o tyle kłopotliwa, że kiedy czasem Badacze na siebie wpadają, usiłują nawzajem sie zaprowadzić do wioski, z czego wynika wiele nieporozumień. Dopiero jakiś błyskotliwy wpadł na pomysł, zeby Badacze nosili jakiś znak rozpoznawczy, którym miałaby być niebieska bransoletka - nie wyróżniająca sie specjalnie w
lesie, ale dostrzegalna dla pozostałych Badaczy.
Bardzo to było wygodne, muszę przyznać
Niemniej nie wszyscy Badacze skorzystali z pomysłu geniusza. Jak pewien facet, którego spotkałam po tygodniu na Memorii.
Przydzielono mi północną część wyspy, na którą sie udałam. Szłam właśnie brzegiem strumienia, którego umiejscowienie zapamiętałam. Nagle po
drugiej stronie wody usłyszałam szelest z krzaków. Natychmiast sama cofnelam sie w gęstwinę i wyciągnęłam sztylet - broń obowiązkową wsród Badaczy.
Nad strumień zszedł chłopak. Zmarszczyłam brwi. Nie miał bransoletki, ale wyglądał znajomo. Może widziałam kogoś podobnego.
Ostrożnie wyszłam z krzaków, gotowa na wypadek,
gdyby miał złe zamiary.
Chłopak uniósł wzrok, który spoczął na mojej dłoni. Wydął wargi.
-Co ty tu robisz? To moja część wyspy! - wkurzył sie, a ja z rozdrażnieniem schowałam sztylet.
-Bransoletki sie nosi, bucu - burknęłam. - Mogłam cie pokroić.
Parsknął śmiechem.
-Akurat byś mi dała radę.
Zadziornie uniosłam podbródek.
-A żebyś wiedział. Jestem silniejsza, niż wyglądam.
Ponownie sie zaśmiał, jakbym go rozczulała.
-Alexander.
-Penelope - powiedziałam z wyższością. - Penelope Mia Dancer.
-Podwójne Penelope? - uniósł brwi.
-Zabawne - prychnęłam pogardliwie.
-Jak zawsze - wyszczerzył sie.

Alexander?

Od Chloe CD Isabelle

Otworzyłam szeroko oczy. Isabelle nie wyglądała najlepiej. Wyglądała tragicznie. Miała porozcinane ręce, całe w bąblach. Włosy potargane i worki pod oczami. Ale mimo wszystko uśmiechała się zadowolona podając mi worek z roślinami.
- Isabelle... Dziękuję. - wydukałam.
Nie musiała, a jednak pół nocy szukała dla mnie roślin. Przyznam się bez bicia - ja czegoś takiego bym nie zrobiła.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się szeroko po czym pobiegła w stronę swojego szałasu.
Wzruszyłam ramionami po czym z workiem weszłam do swojego. Zdjęłam poprzedni opatrunek. Rana wyglądała ochydnie. Rozcięcie było głębokie i sączyła się z niego jakaś podejrzana maź. Wzięłam liść dwa liście z worka od Isabelle, przyłożyłam je do rany i obwiązałam swoim prowizorycznym bandażem.
Wyjrzałam na zewnątrz. Było ciemno. Uznałam, że tym razem wyjdę na wieczorne ognisko. Kiedy dotarłam na miejsce, parę osób już tam było. Ognisko płonęło. Usiałam na wolnym pniu i zaczęłam obserwować ludzi. Blondi wyraźnie przystawiała się do jednego z łowców. Brunet z krótko przystrzyżonymi włosami jest tu chyba pierwszy raz, bo wydaje się zestresowany. Może to ten Ben, którego dziś znaleźli, człowiek  nadludzko inteligentny. Dalej... Isabelle. Idzie w moją stronę.


<Isabelle? Dajcie mi nobla za to opo i jego długoś xd sorki nie miałam zbytnio czasu xd>

Od Pote CD Jonathan'a

Lewa noga boli? Czyli, że będzie żył. I po cos tak szybko biegłeś? Było patrzeć pod nogi. Spojrzałem na noge, po czym podwinałem mu spodnie. Jedynie na gołe oko można ujrzeć opuchliznę w okolicach kostki. Nie zbyt się znam na złamaniach. Mnie, gdy się coś złamało, najczęsciej po prostu unieruchomywałem daną kończyną, smarowałem maścią z ziół, i po tygodniu byłem wyleczony. Pomogłem chłopakowi usiąść.
- Znasz się naleczeniu? - spytał, zaciskajac powieki i łapiąc się lekko za nogę.
- Średnio. Chodź - po tych słowach wziąłem chłopaka na ręce. Za pomocą skrzydeł, wzleciałem w niebo i polecieliśmy do lasu, gdzie w jego głębi była tak jakby moja kryjówka na zioła, owoce i jedzenie, któe nie chcę, aby zostało zmarnowane. Usadowiłem chłopaka na miękkiej trawie. Wzleciałem znowu w górę i wyladowałem na górze. W srodku lasu znajduje się góra, na którą nie mogą wejsć zwierzęta, po jest strona. Ja znalazłam dziurę, w której się wszystko mieści. Wyjąłem torbę i wróciłem do chłopaka - Może trochę zapiec, jednak potem ci ulży - podczas tych słów posmarowałem jego nogę swoją maścią. - Tak wogle, to jestem Pote, ale mów mi Pinto - powiedziałem, nie patrząc na chłopaka, tylko na opuchliznę.

<Jonathan?>

Od Isabelle CD Jonathan'a

Spojrzałam na chłopaka z troską.
Miałam w torbie jeszcze trochę tego zielska, którego nazrywałam dla Chloe, więc szybko je wyjęłam i przyłożyłam do nogi nieszczęśnika. Cóż za uniwersalna roślina. Pojawiła się na świecie dość niedawno, w wyniku mutacji, a jednak jest niezwykle pomocna. I naturalnie rośnie tylko na Memorii, rzecz jasna.
Przywiązałam liście do nogi chłopaka i pomogłam mu wstać.
- Przeżyjesz - uśmiechnęłam się ciepło.
Pomogłam mu podejść do jednego z drzew, gdzie się usadowił. Usiadłam tuż obok niego.
Chciałam poprawić mu spadający opatrunek, lecz on się szybko odsunął.
- Co TO jest?! - wskazał palcem na moje dłonie.
Ech, dalej były w ropiejących bąblach, no i naszpikowane cierniami, których nie zdążyłam wyjąć.
- To... Wyniki mojej ciężkiej pracy - powiedziałam wymijająco.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Łodygi roślin, z których masz opatrunek, są parzące. Liście nie, ale przecież jakoś musiałam to zerwać - westchnęłam - Zresztą, jutro to świństwo zejdzie - dodałam. - Jak masz na imię, tak w ogóle?
- Jonathan. A ty?
- Isabelle, miło mi - uśmiechnęłam się szeroko.

Jonathan? :3

Od Isabelle CD Pote

- Osiemnaście, prawie dziewiętnaście, a co? - spojrzałam w dół na chłopaka.
- A tak z ciekawości. Ja mam dwadzieścia dwa - poinformował mnie.
- A więc jesteś trochę starszy - stwierdziłam, przechylając głowę. Zaraz potem zganiłam się w myślach: "Nie, na pewno tego nie zauważył!". Sama siebie cisnę sarkastycznymi uwagami.
Wyjęłam z torby jabłko i zaczęłam je jeść, delektując się jego smakiem. Drugie zrzuciłam chłopakowi, a on je złapał i również skosztował.
- Fajnie, że jesteś ze mną szczery - uśmiechnęłam się - Bo raczej niezbyt lubię, gdy ktoś mi boi się powiedzieć chociażby nawet, czy był kiedyś w związku! Ty od razu mógłbyś się ze mną podzielić, z iloma osobami już się przespałeś - parsknęliśmy śmiechem.
Jedliśmy owoce w milczeniu. Patrzyłam z zaciekawieniem na Pote, a on na mnie.
- Skoro nie miałeś za bardzo do czynienia z dziewczynami, to skąd jesteś? - nasunęło mi się pytanie - Jeśli oczywiście mogę spytać - dodałam szybko.
Spojrzałam na niego zachęcająco.

Pote?

Od Chloe CD Jonathan'a

Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Odwróciłam się i zobaczyłam postać biegnącą do mnie z bardzo dużą prędkością. Nie wyhamuje. A ja nie mam już szans na ucieczkę. Wyciągnęłam rękę przed siebie i czekałam na uderzenie. Nic się jednak nie stało. Powoli rozchyliłam powieki. Facet wyrżnął na prostym. Roześmiałabym się i biła mu brawo, gdyby nie to, że był w stanie niemal przedagonalnym. Po chwili dowiedziałam się, ze boli go lewa noga.
- Eh... Dobra. Przestań się mazgaić... Jak masz na imię? - zapytałam ignorując jego spojrzenie mówiące "jak wyzdrowieję, to cię uduszę".
- Nazywam się Jonathan i się n i e mazgaję. - warknął.
- Spoko. - mruknęłam po czym podałam mu ramię, żeby mógł się na mnie wesprzeć przy wstawaniu.
Po chwili zmagań doszliśmy do  starego, przewróconego drzewa.
- Poczekaj tu chwilę - mruknęłam pod nosem po czym zaczęłam szukać pewnego zielska.
W końcu znalazłam to, czego szukałam. To była chyba jakaś mutacja łopianu z... czymś tam. W każdym razie działał przeciwbólowo. Podałam obszerny liść chłopakowi.
- Zawiń sobie nogę i idziemy. Przy dobrych wiatrach wrócimy do wioski zanim zrobi się ciemno.
Bez słowa ruszyliśmy w stronę wioski.


<Jonathan? Z serii opowiadania długie w cholerę xd>